• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 09/2002

KWIDZYN GROCHEM STOI

W Warmińskich Zakładach Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego od razu zastrzegają się, że nazwa ich zakładu już nie odzwierciedla struktury produkcji. Owoce stanowią w niej znikomy procent — w ubiegłym roku skupiono i zamrożono 100 ton truskawek. W Kwidzynie najważniejszy jest zielony groszek — tak było zawsze — jeszcze w czasach, kiedy wytwarzano tu napoje, dżemy, konserwy warzywno-mięsne, właśnie wokół tego państwowego wówczas zakładu powstała największa w Polsce baza surowcowa tego warzywa. Co roku obsiewa się w niej grochem około 2000 hektarów. Zakłady w Tolkmicku i Gniewkowie kontraktują o połowę mniej tego warzywa, a Pudliszki, Leżajsk, Ziębice — po kilkaset hektarów. Z biegiem lat specjalizacja zawężała się i dzisiaj w kwidzyńskim zakładzie groch to około 50% produkcji konserw i mrożonek. Na drugiej pozycji plasują się fasole — szparagowa i flageolet. Trzecie należy do marchwi, a dalsze do cebuli i pora.
Statystycznie o plantatorach
Gros potrzebnych Warmińskim ZPOW surowców dostarczają członkowie Zrzeszenia Plantatorów Warzyw i Owoców w Kwidzynie. Jego liczebność spada — postępująca specjalizacja produkcji w zakładzie spowodowała "wykruszanie się" producentów nie będących w stanie dostarczać dużych, jednolitych partii surowca. Obecnie średnia wielkość gospodarstwa kooperującego z zakładem to prawie 65 hektarów. W strukturze zasiewów warzywa kontraktowane stanowią w nich 16,5%. W bieżącym roku warzywa dla WZPOW kontraktuje 314 plantatorów — o kilkunastu więcej, niż w ubiegłym. Z 3312 hektarów upraw na potrzeby tego zakładu na 2035 ha wysiano groch, co powinno zapewnić około 12 300 ton nasion. Fasola szparagowa do mechanicznego zbioru zajęła w tym roku prawie 657 ha (zbiory — 6600 t), natomiast tej do zbioru ręcznego zakontraktowano tylko 5,2 ha spodziewając się 62,5 t surowca. Wraz z flageolet (300 ha, ok. 1400 t) plantacje fasoli przewyższają nasadzenia marchwi (140 ha, z których można oczekiwać prawie 6700 ton korzeni). U plantatorów z Kwidzyna zakład chce kupić jeszcze 3200 t cebuli (ok. 124 ha) oraz 1300 t pora (50 ha).

Klęska bez echa
Rok ubiegły był dla kwidzyńskich ogrodników i przetwórców wręcz tragiczny. W lipcu w ich rejonie spadło 230 mm deszczu, co jest jedną trzecią całorocznej normy. Im bliżej osiągnięcia dojrzałości były grochy, tym bardziej namoknięte były pola (fot. 1).

FOT. 1. TAK POD KONIEC LIPCA UBIEGŁEGO ROKU WYGLĄDAŁA WIĘKSZOŚĆ PÓL WOKÓŁ KWIDZYNA


Na podtopione obszary nie mogły wjechać ważące kilka ton kombajny, ani nawet lekkie kosiarki ciągnikowe, którymi próbowano kosić groch i donosić do stojącego na twardym gruncie kombajnu. Na dużych areałach (średnia wielkość plantacji tego gatunku w kwidzyńskiej bazie surowcowej wynosi 12 ha) nie można było jednak sprawnie i bez straty jakości nasion przeprowadzić tak zaimprowizowanych żniw dwufazowych. Jeśli nawet dało się w ogóle wjechać w pole, nie było szans, by dostarczyć kombajnowi takiej masy roślin, by jego praca w charakterze punktu omłotowego była efektywna. Dla wielu gospodarstw ten najgorszy od 25 lat sezon zakończył się katastrofą finansową — nie zebrano około 30% grochu i innych warzyw, a straty w fasolach sięgały 40% (fot. 2).

FOT. 2. GOSPODARUJĄCY NA 360 ha W SZAŁWINKU ZBIGNIEW LEWICKI NALEŻY DO NAJBARDZIEJ DOTKNIĘTYCH UBIEGŁOROCZNĄ POWODZIĄ: Nie zebrałem grochu ze 100-hektarowej plantacji, poważnie zniszczone zostały także cebula i fasola szparagowa. W bieżącym roku obsiałem więc ogórkami, fasolą i cebulą jeszcze większe połacie, by wyrwać gospodarstwo z kryzysu finansowego.


Nie funkcjonują u nas ubezpieczenia od niemożności mechanicznego zbioru. Wiosną 2001 roku zrzeszenie w Kwidzynie próbowało coś takiego wynegocjować, ale koszt równy 3–5% wartości zbiorów okazał się za wysoki. Plantatorom nie powiodła się również próba powołania własnego funduszu samopomocowego. Także regionalnym władzom nie udało się przekonać wojewody do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej. Tragedia ludzi mieszkających w Beskidach (Sucha Beskidzka, Maków Podhalański, Budzów, Nowy Sącz) oraz wzdłuż całej Wisły (Sandomierszczyzna, Lubelszczyzna) dotkniętych powodzią w końcu lipca i sierpniu przesłoniła podtopione pola z gnijącymi warzywami i problemy plantatorów ze spłatami kredytów zaciągniętych na produkcję. Jeśli ten lokalny kataklizm został dostrzeżony przez media, to tylko przez zajmujące się rolnictwem i relacje dotyczyły strat w uprawach zbóż czy buraków cukrowych. Sytuacja jednego z największych w Europie "zagłębia" grochowego ani władz, ani mediów specjalnie nie interesowała. Realnej pomocy poszkodowani producenci doczekali się od swojego kontrahenta. Warmińskie ZPOW odstąpiły w ogóle od ściągania należności za nasiona zakontraktowanych warzyw (ich zakup co roku kredytują rolnikom i odliczają od kwoty należnej za dostarczony surowiec), albo potrącały proporcjonalnie do zebranych plonów.

Nerwowy miesiąc
Nawet w roku o normalnym przebiegu pogody zbiory grochu są tak dla zakładu, jak i plantatorów trudną operacją. Zwykle trwają one około 25–30 dni. Od dwóch lat w Kwidzynie to zakład decyduje o organizacji kampanii. Służba surowcowa określa na każdej plantacji stopień dojrzałości nasion w strąkach i termin żniw. Kombajniści (WZPOW ma 8 maszyn FMC, obecnie zbiory przeprowadza się wyłącznie nimi, jednofazowo) otrzymują dokładne harmonogramy pracy. Groch musi być zebrany w ściśle określonej fazie dojrzałości — najlepiej, gdy nasiona mają twardość około 120 stopni tenderometrycznych. W ciągu trzech godzin od ścięcia roślin i wymłócenia strąków nasiona powinny znaleźć się w puszce lub tunelu chłodniczym. Każde opóźnienie powoduje stratę jakości gotowego produktu. Stąd przez całą kampanię groszkową trwa pełna mobilizacja służb transportowych i serwisowych zakładu.

Uciec jak najbliżej
Wymóg natychmiastowego przetworzenia surowca staje się powoli problemem dla producentów i przetwórców groszku. Duże gospodarstwa związane z kwidzyńskim zakładem mają ograniczony dobór możliwych do uprawy gatunków — płodozmiany są 3-, 4-letnie. Motylkowate często wracają na to samo stanowisko po zbożach, rzepaku, buraku cukrowym. Pszenica po groszku daje nawet o kilkanaście kwintali więcej, ale ten ostatni w trójpolówce czuje się źle — zaczynają się nasilać choroby grzybowe, zwłaszcza zgorzele. Szuka się więc nowych stanowisk — coraz dalej od przetwórni — fasolę i groch kontraktuje się nawet w odległości 60 km od zakładu. Wożenie wymłóconych nasion z większych odległości wymagałoby zastąpienia własnego, tańszego transportu ciągnikowego szybszym, ale droższym samochodowym. A to mogłoby uczynić uprawę nieopłacalną. Obecnie w powiecie kwidzyńskim znajduje się 60% bazy surowcowej zakładu, w malborskim 25% (fot. 3), w tczewskim i nowodworskim — po około 5%. Bywa, że dobrze znana odmiana zachowuje się na nowych terenach inaczej, niż na starych.

FOT. 3. DANUTA GRZANKO, SZEF AGRO LAWI SPÓŁKA Z O.O.: Mamy 900 ha pól pod rzepakiem, pszenicą, burakami i warzywami. Wprowadziliśmy je do płodozmianu siedem lat temu. Co roku plantacje grochu mają w naszym gospodarstwie 60–100 ha.



Krótka kalkulacja
Jak oblicza dyrektor techniczno-surowcowy WZPOW Jerzy Bieluszewski, opłacalność grochu w warunkach Kwidzyna zaczyna się po przekroczeniu plonu 6 t/ha. Średnia dla całej bazy w roku ubiegłym wynosiła 5,1 t/ha, a rok wcześniej — 4,8 t/ha. Cena podstawowa skupu nasion wynosi 63 gr/kg (przy twardości 125o i wyższej). Za odmiany wczesne płacono 80–82 gr/kg — są one mniej plenne, ale zakład jest zainteresowany wydłużeniem kampanii przerobu. Koszty zbioru (17–20 gr/kg) ponosi zakład. W 0,25-kg puszce zamyka się surowca za około 15 groszy. Sama puszka kosztuje do 35 gr/szt. To już w sumie około 70 groszy. Na wszystkie pozostałe koszty i zysk musi wystarczyć około 20 gr/kg, bowiem zakład dostaje przeciętnie 90 groszy za puszkę 0,25 kg. (Rocznie w Kwidzynie produkuje się 10 mln puszek groszku i drugie tyle fasolki, mieszanki groszku z marchewką i innych.) Nawet w latach, kiedy groch w całej Europie nie obrodzi — jak w roku ubiegłym — rzadko udaje się wynegocjować więcej niż 1 zł. Natomiast za kilogram mrożonki zakład otrzymuje około 0,5 euro.

Zarobić na groszku…
…jest trudno — mówi prezes Zrzeszenia Plantatorów Warzyw i Owoców w Kwidzynie, Ryszard Szczukowski (fot. 4). — Uprawa bywa zawodna. Po zeszłym roku wiele gospodarstw nie może się finansowo pozbierać... Ale i przedtem trafiały się sezony z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi, wydajność plantacji nie zapewniała opłacalności produkcji. Na wyższe niż rynkowe ceny skupu nie mamy co liczyć, trudno też zakładać jakiś znaczący, skokowy wzrost plonowania naszych upraw. Szukamy rozwiązań w poprawie agrotechniki — staramy się wydłużać płodozmiany, by ograniczyć rozwój wspomnianych już tutaj chorób. Obserwujemy, jak zachowują się na nowych stanowiskach stare i nowe odmiany.

Materiał siewny jest zresztą jednym z naszych głównych i stałych kłopotów. Dotyczy to przede wszystkim grochu, ale także fasoli i innych gatunków. W naszej bazie surowcowej wysiewamy około 30 odmian grochu o różnej wczesności, różnych firm nasiennych. Głównie są to nasiona polskich odmian i krajowych firm. Ale jest ich na rynku za mało — produkcja polskich firm to około 400 ton materiału siewnego, a tylko Kwidzyn potrzebuje rocznie 460 ton. Ponadto naszym zakładowym technologom coraz bardziej nie podobają się niektóre ze starych, od lat wykorzystywanych u nas odmian — zachowują się na polu inaczej, niż dotąd, na przykład ziarno pęka jeszcze w strąkach. Czy to efekt zmiany miejsc uprawy? Bardziej prawdopodobne jest jednak przypuszczenie, że to wynik niedostatków selekcji. Jesteśmy zmuszani do przesiewania plantacji, co oczywiście sporo kosztuje. W ostatnich latach importujemy więc już około 40% nasion grochu . Podobnie jest z fasolą szparagową i marchwią. Tylko kilka hektarów tej pierwszej zakładamy do zbioru ręcznego. Te przeznaczane do zbioru kombajnem muszą dojrzewać równomiernie i równocześnie — nie udało nam się znaleźć takiej polskiej fasoli, kupujemy zachodnie.

Wracając do opłacalności: pewne oszczędności, pomoc w prowadzeniu produkcji daje nam dobra współpraca z zakładem. Materiał siewny na kontraktowane plantacje jest przez WZPOW kredytowany. Dzięki umowom kontraktacyjnym jesteśmy wiarygodnymi dłużnikami w hurtowniach nawozów, środków ochrony roślin i innych firmach zaopatrujących rolników. Z zakładem współpracujemy przy przygotowaniu i prowadzeniu kampanii zbiorów. Opracowana przez nas ankieta, wypełniana przez kontraktujących warzywa producentów, pomogła wyselekcjonować najlepszych kombajnistów — punktualnych, pracujących dokładnie i wydajnie. Na kampanię groszkową i fasolową przeznaczyliśmy fundusz premiowy dla najlepszych operatorów kombajnów i wspólnie z zakładem rozdzielimy go kierując się opiniami plantatorów. Nasze zrzeszenie dogaduje się z kolejnymi właścicielami zakładów — od czasów, gdy były one państwowe, przez okres, gdy należały do Banku Gospodarki Żywnościowej, a potem do VIII NFI Oktawa, także i teraz, kiedy jest nim Polaris Chłodnie Śląskie.

Dzisiejsze zrzeszenie to grupa producentów rolnych gospodarujących na dużych areałach, ale warzywa są dla nas tak samo ważne, jak pszenica czy buraki — a może dla niektórych z nas ważniejsze od buraków cukrowych. Może, gdyby tak dokładnie policzyć wszystkie koszty naszej sztandarowej uprawy — grochu — wraz z pracą własną, amortyzacją itd. okazałoby się, że na nim nie zarabiamy. Ale będziemy się go trzymali — to są pierwsze w ciągu roku pieniądze z gospodarstwa. Dzięki nim można przygotować się do żniw, kupić olej napędowy, wyremontować sprzęt, utrzymać się do czasu przychodów z upraw rolnych. To też trzeba podkreślić: zakład płaci za dostarczone warzywa w ciągu 14 dni, a wiadomo, jak trudno dziś wyrwać od kontrahentów pieniądze za płody rolne. Choć groszek to nie kokosy, ale — podobnie, jak fasole — ma stabilną cenę, co pozwala na planowanie swoich poczynań. Zaś ceny marchwi, cebuli skaczą, różniąc się w kolejnych latach nawet dziesięciokrotnie. Trudno na tych gatunkach opierać byt gospodarstwa.



FOT. 4. PREZES ZRZESZENIA PLANTATORÓW WARZYW I OWOCÓW W KWIDZYNIE, RYSZARD SZCZUKOWSKI: Pracujemy tak, by wyprzedzać o dwa kroki zmiany, jakie w naszym rolnictwie są nieuchronne.