• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 12/2002

DUŻO ZALEŻY OD PRZEDSIĘBIORCZOŚCI

Człowiek odgrywa obecnie najważniejszą rolę w rozwoju ogrodnictwa. Moją opinię potwierdził wyjazd do Holandii oraz Niemiec. Spotkania i rozmowy z producentami, obserwacja ich zachowań, mentalności oraz funkcjonowania rynku ogrodniczego zmusiły mnie do zastanowienia się nad przyszłością polskich gospodarstw, a zwłaszcza rolą człowieka w jej kształtowaniu.
Na kłopoty — inicjatywa

Zachodnich producentów (a także całe tamtejsze ogrodnictwo) dobrze charakteryzuje stwierdzenie: "inicjatywa jest sposobem na sukces". Z zainteresowaniem przyglądałam się nowoczesnym i doskonale wyposażonym przedsiębiorstwom. Uważam, że główną siła, która steruje przemianami w gospodarstwie jest właściciel. Holandia zawdzięcza prymat w ogrodnictwie producentom, którzy na swą działalność patrzą z perspektywy dnia jutrzejszego. Wiedzą oni, że w globalnej konkurencji szansę przetrwania mają jedynie ci, którzy najlepiej potrafią produkować dokładnie to, czego życzy sobie klient.

Niepewność jutra towarzyszy nie tylko polskim producentom. Również zachodnie ogrodnictwo ma problemy. Nasilająca się konkurencja oraz wciąż podnoszone wymagania odbiorców powodują, iż wielu sadowników nie może im sprostać. Zmienia się struktura agrarna — małe gospodarstwa upadają, a w ich miejsce powstają duże. Wielu ogrodników zaciąga wysokie kredyty, a gdy tymczasem — jak twierdzą holenderscy sadownicy — przychody ze sprzedaży owoców są niższe od kosztów produkcji. Z ogrodnictwa rezygnują młodzi ludzie, a spora część gospodarstw pozostaje bez następców. Poszukiwanie nowych źródeł dochodów staje się koniecznością. Producenci nie załamują jednak rąk zdając sobie sprawę, że takie są reguły rozwoju. Zwiększają swe umiejętności i uczą się nowych zachowań rynkowych. Konkurencyjność gospodarstwa zależy od przedsiębiorczości właściciela. Producenci zachodnioeuropejscy wiedzą, jak ważna jest współpraca (ułtwiająca poszukiwanie nowych rozwiązań oraz dostosowywanie się do coraz trudniejszych wymagań rynku), jakość produkowanego towaru, terminowość dostaw i wzajemne zaufanie uczestników obrotu. Dla zachodnich ogrodników oczywista jest konieczność bieżącego śledzenia sytuacji na rynku ogrodniczym oraz poszukiwania możliwości korzystnego zbytu towaru. Niemały podziw wzbudziło we mnie niemieckie gospodarstwo sadownicze, w którym dużą część produkcji oferowano we własnym, estetycznie zaaranżowanym sklepie (oprócz świeżych owoców właściciel sprzedaje też soki jabłkowe produkowane w gospodarstwie). Dodatkowo można tam obejrzeć małe muzeum sadownicze. Inicjatywa i pomysłowość, poszukiwanie nowych rozwiązań, to cechy stawiające zachodniego producenta na wygranej pozycji.


A jak jest w Polsce?

Obecna sytuacja naszego kraju i perspektywa przystąpienia do Unii Europejskiej, tworzą burzliwy okres dla krajowych gospodarstw ogrodniczych. Na pewno czekają nas duże zmiany technologiczne, ale by móc startować w globalnym współzawodnictwie musimy przede wszystkim zmienić mentalność polskich rolników. Należy wyzbyć się starych nawyków i przełamać zakorzenione opory co do wspólnego działania. Pojedyncze gospodarstwa nie mają już szans istnienia, koniecznością jest organizowanie się w silne grupy producenckie. Ogrodnicy muszą wiedzieć, że podstawą podejmowanych decyzji musi być rzetelna informacja, tak jak ma to miejsce zagranicą. Ponieważ nasz rynek jest mocno nasycony (a będzie jeszcze bardziej) owocami i warzywami, w zamierzeniach inwestycyjno-produkcyjnych właściciele gospodarstw muszą wybiegać w przyszłość i kierować się przede wszystkim opinią konsumenta. Według mnie wciąż wielu krajowych producentów nie zdaje sobie sprawy, jak ważna jest jakość towaru. Gdy rozpoczyna się uprawę, trzeba nastawić się na wymagającego klienta, a nie produkować z myślą, że ewentualnie mój produkt wykupi UE.

Sądzę, że przyszłość polskich ogrodników nie będzie łatwa, jeżeli nie zaczną z wyobraźnią podejmować decyzji oraz przewidywać ich skutków. W tym co się robi, trzeba być specjalistą, a nie "przeciętniakiem". Nieliczni widzą już taką potrzebę. Ci, którzy podejmą ryzyko i będą powiększali oraz modernizowali gospodarstwa nie pożałują tego w przyszłości. Optymizm, entuzjazm i wiara we własne możliwości, pomocne w osiąganiu sukcesu. Jeżeli jednak obawy i brak inicjatywy, które są wrogiem inwestycji i postępu, nadal będą towarzyszyły producentom, to nasze gospodarstwa ogrodnicze, nie tylko stracą szanse wejścia na rynki zagraniczne, ale szybko znikną z mapy Polski.

Na koniec chciałabym wspomnieć o potrzebie promocji Polski zagranicą. Na zorganizowanej przez Holendrów międzynarodowej wystawie Floriada '2002 podziwiałam bogactwo roślin i ciekawe aranżacje, ale przede wszystkim "wioski", w których prezentowały się różne kraje. Odczułam jednak niedosyt, gdyż zabrakło akcentów polskich. Zastanawiam się dlaczego inne, znacznie mniejsze państwa ubiegające się o członkostwo w UE (np. Węgry, Słowenia) znakomicie promują się na międzynarodowej scenie. Czy naprawdę nie mamy nic do zaoferowania? Jeśli nie rozpoczniemy promocji naszego ogrodnictwa, taka opinia może zostać utrwalona. Czas najwyższy zmienić także przekonanie, że "Polsce po prostu się należy". Chcąc być członkiem Unii i żądając pomocy, należy również dać coś od siebie.


Wioletta Wójtowicz jest studentką V roku Ekonomiki Ogrodnictwa w AR w Lublinie