• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 05/2003

CZESKI BŁĄD

Nie ważne, czy ktoś ukradł, czy został okradziony, gdyż i tak powie się o nim, że jest zamieszany w kradzież. To zaś zupełnie wystarczy, aby poważnie mu zaszkodzić — nawet bez postawienia zarzutów albo, gdy okażą się one fałszywe.
Podobny mechanizm zadziałał w przypadku polskich jabłek eksportowanych do Czech. W sezonie 2001/02 ich sprzedaż na czeskim rynku wzrosła z kilkudziesięciu do około 20 000 ton. Równocześnie prawie o połowę spadła tam sprzedaż jabłek włoskich (z 20 000 ton do 11 000 ton). Nagle okazało się jednak, że polskie owoce są zatrute streptomycyną oraz etefonem i szkodliwe dla zdrowia. W czeskiej prasie fachowej i na spotkaniach sadowników pisano i mówiono o tym wielokrotnie. Wspominam o tej niesmacznej sprawie ponownie, ponieważ doczekała się zakończenia. Ale czy na pewno jest ono szczęśliwe? Podejrzenia wyszły z czeskiej Unii Sadowniczej. Pod koniec 2002 roku zwróciła się ona do Państwowej Inspekcji Rolno-Spożywczej Republiki Czeskiej o przebadanie obecności substancji szkodliwych dla zdrowia w polskich jabłkach. W 26 z 50 prób stwierdzono zawartość środków ochrony roślin, ale w ilościach śladowych, nieprzekraczających dopuszczalnych norm i niemających żadnego wpływu na zdrowie konsumentów. Na początku bieżącego roku kontrolę powtórzono i nie wykazała ona obecności nawet śladowych ilości tych substancji, co jest zgodne z wynikami badań polskiego Instytutu Ochrony Roślin, który nie stwierdził pozostałości środków ochrony roślin w 300 przebadanych próbach jabłek.

O ile sprawa rzekomej szkodliwości polskich jabłek była w czeskiej prasie szeroko komentowana, o tyle wynikom wspomnianych późniejszych kontroli poświęcono tylko jedną krótką wzmiankę w fachowym periodyku "Hospodarskie Noviny". Niby więc sprawiedliwości stało się zadość. W styczniu i lutym 2002 roku Czesi sprowadzili jednak z zagranicy około 9000 ton jabłek, w tym roku — jedynie 3900 ton. Wynika to przede wszystkim ze znacznego spadku dostaw z Polski. Sprzedaż jabłek czeskich wzrosła w stosunku do danych z ubiegłego roku o 57%, a ich średnia cena z 9 do 12 koron. Na początku kwietnia oceniano, że do końca sezonu na rynek tego kraju trafi jeszcze około 20 000 ton jabłek, zwłaszcza odmian "białych", z grupy 'G. Deliciousa'. Powszechnie wiadomo, że takich w Polsce nie mamy w nadmiarze. Mają je natomiast Włosi. Prawo rzymskie sformułowało zasadę, że przestępstwo popełnia ten, kto odnosi z tego korzyść i z pewnością stwierdzenie to nie znalazło się w kanonie przypadkowo.

Dla odmiany, w Niemczech słychać o polskim chlorku wapnia, w którym zawartość metali ciężkich przekracza normy. Nie ulega wątpliwości, że należy coś zrobić w obronie dobrego imienia polskich jabłek. Dobrym początkiem mogą być publikacje w prasie fachowej, takiej jak "Hasło Ogrodnicze". To jednak za mało. Potrzebna jest duża kampania z udziałem mediów, docierających nie tylko do producentów, ale przede wszystkim do konsumentów owoców i to nie tylko w kraju. Niezłym pomysłem wydaje mi się także akcja pod roboczym hasłem "Polskie jabłko zamiast Coca Coli". Przecież w polskich szkołach także można sprzedawać jabłka w automatach, podobnie jak się to robi we Włoszech, w Szwajcarii czy we Francji.


Różne oceny eksportu

Ponieważ 'Idared' się kończył, panowało na ogół rozczarowanie zarówno stagnacją cen, jak też wielkością eksportu. Zwiększyło się natomiast zainteresowanie innymi odmianami. 'Šampion', inaczej niż w poprzednich miesiącach, stał się poszukiwany, ale po cenach 'Idareda'. Zważywszy na walory smakowe tej odmiany oraz fakt, że na początku kwietnia były to już owoce wyłącznie z chłodni — producenci kręcili głowami z dezaprobatą. Znacznie wyższe były w tym samym czasie notowania jabłek z grupy Jonagolda. Zainteresowanie było spore, a ceny niezłe. Za owoce o średnicy 7,5 cm i więcej można było otrzymać 0,75–0,9 zł/kg ('Jonica'), a nawet 1,0–1,1 zł/kg ('Jonagored'). Poza konkurencją były tylko jabłka "białe" ('G. Delicious', 'Mutsu') nadal bardzo poszukiwane i relatywnie drogie — nawet po 1,3 zł/kg.

Ostatnio przeczytałem i usłyszałem wiele czarnych wróżb dotyczących możliwości rozwoju eksportu polskich jabłek w nadchodzących latach. Do zrobienia jest rzeczywiście wiele, ale sporo się też dzieje. W sektorze produkcji owoców mamy zaledwie kilkanaście organizacji producenckich i zwykle nie spełniają one jeszcze wymagań prawa unijnego. Z reguły są to jednak podmioty gospodarcze, jak na polskie warunki, duże. To jeden ważny plus. Drugi jest taki, że obecnie obserwuje się już coś z efektu kuli śnieżnej — szeregi członków organizacji producenckich (sadowników dysponujących sporą ilością jabłek) zaczynają rosnąć. Nowi członkowie przyjmowani są jednak do nich ostrożnie i po namyśle.



DYNAMIKA HURTOWYCH CEN JABŁEK NA RYNKU WARSZAWSKIM W SEZONACH 2000-2003




WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN (w zł/kg) OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM - KWIECIEŃ 2003/KWIECIEŃ 2002


* - współczynnik konkurencyjności cenowej (ceny jabłek importowanych/ceny jabłek krajowych
1)- odmiana 'Granny Smith'

Ożywienie na rynku krajowym
Pod koniec marca i na początku kwietnia znaczne zmniejszyła się podaż jabłek. W pierwszy czwartek kwietnia na przykład, na rynku hurtowym w Broniszach była ich tylko "jedna alejka", podczas gdy wcześniej bywały trzy lub cztery. Na ogół wzrosły także ceny. Po raz pierwszy w tym sezonie średnia cena wyliczona z notowań wszystkich odmian przekroczyła złotówkę za kilogram. W drugiej połowie marca rekordy pod tym względem biły 'Boskoop' oraz 'Boiken'. Ten pierwszy "płaci" raczej rzadko i owocuje przemiennie, a w ubiegłym roku w większości mazowieckich sadów "wypoczywał" (w nadchodzącym sezonie mogą być kłopoty ze sprzedażą tych jabłek). 'Boiken' — którego już mało kto uprawia — "trzyma cenę" (jeśli owoce są dobrej jakości), zwłaszcza wiosną. Zapewne ze względu na zainteresowanie eksportem, nieco zdrożały Jonagoldy. Droższy był 'Ligol', a nawet 'Cortland' i 'Lobo'. Trudno było już jednak o 'Cortlanda' bez śladów oparzelizny powierzchniowej. Nie zmieniły się ceny 'Elise' oraz 'Gali' (najlepiej było sprzedać ją wprost z sadu jesienią), a staniał 'Šampion'.

Początek kwietnia jest zwykle okresem przełomowym. Kończą się jabłka ze zwykłych chłodni, zaś zaczynają z "kontroli". Ostrożniejsi obserwatorzy przestrzegali, że owoców wkrótce znacznie przybędzie i może dojść do załamania rynku. Wiele będzie zależeć w tym okresie od pogody. Śnieżna wiosna w kwietniu nieźle wróży rynkowi jabłek. Długotrwałe chłody oznaczają bowiem małe ilości i wysokie ceny nowalijek. W przeciwnym razie koniunktura skończy się szybko. Doświadczenia z ostatnich lat skłaniają do dużej ostrożności w prognozowaniu cen jabłek w nadchodzących miesiącach, zwłaszcza że mniej mieliśmy w ubiegłym roku przede wszystkim owoców przemysłowych. Podaż deserowych była podobna do tej z 2001 roku. Taką diagnozę potwierdzały zarówno ceny jabłek przemysłowych, jak i koncentratu soku jabłkowego w Europie. Jesienią ubiegłego roku za tonę polskiego koncentratu płacono do 700 euro, na początku kwietnia — do 850 euro. Ceny tego samego produktu, ale z Niemiec przekraczały nawet 900 euro za tonę. Było to spowodowane niewielkimi zapasami u głównych światowych producentów (w tym i w Polsce). Jest to więc niezła prognoza na nadchodzący sezon.