• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 11/2003

ROLNICZY TALK-SHOW W POZNANIU

W Polsce co roku ubywa dużych imprez targowych, a na większości tych, które zostają — wystawców. Jeszcze do niedawna jedną z największych była rolnicza Polagra. Po podziale na Polagrę-Food i Polagrę-Farm, targi straciły na znaczeniu, a z wielkiego show został tylko talk-show. Jak się wydaje, nie była to jednak wyłącznie wina organizatorów (podziału żądali przecież sami wystawcy, niezadowoleni z ciasnoty i tłumów zwiedzających), ale kondycji polskiej gospodarki. Trudno się dziwić, że rolnicy i przedsiębiorcy z branży rolnej coraz uważniej przyglądają się targom i dokładnie liczą koszty oraz zyski. Na Polagrze-Farm te pierwsze niestety rosną, drugie — są coraz bardziej mizerne. Może wyjściem byłaby, na przykład, organizacja targów co dwa lata?

Fakty i liczby

Polagra-Farm to kilka zgrupowanych wystaw. Stąd też temat tegorocznej edycji — "Rolnictwo w czterech odsłonach". Pierwsza z nich to pole (maszyny i urządzenia rolnicze, nasiona, nawozy oraz środki ochrony roślin), druga — hodowla (Krajowa Wystawa Zwierząt Hodowlanych oraz środki produkcji dla tej branży), a trzecia — ogród (Krajowa Wystawa Ogrodnicza oraz Horti-Logistyka — polskie owoce, warzywa, materiał szkółkarski). Rozwój wsi to ostatnia prezentowana kategoria. W jej ramach zorganizowano między innymi Pawilon Regionów, gdzie swoje inicjatywy oraz walory gospodarcze i turystyczne przedstawiały polskie gminy, powiaty oraz regiony. Łączny efekt statystyczny wypadł nieźle — do Poznania przyjechało około 1000 wystawców z 19 krajów, a powierzchnia wystawiennicza zajęła 30 000 m2. Z jakością targów było już niestety gorzej.

Optymizm nieuzasadniony

Tegoroczna XIX już Polagra-Farm była ostatnią dużą imprezą rolniczą w naszym kraju przed wejściem do Unii Europejskiej i zarazem ostatnią szansą pokazania na co nas stać. Minister rolnictwa i rozwoju wsi Wojciech Olejniczak, który otwierał targi, uważa, że na dużo. Według niego, już niedługo nadejdą lepsze czasy dla polskiego rolnictwa, czego wyrazem może być zauważalny rozwój Polagry-Farm. Tej ostatniej opinii nie podzielało chyba jednak wielu zwiedzających oraz wystawców. Przez pierwsze dwa dni (teoretycznie najbardziej robocze, gdyż w weekend targi odwiedzają głównie zwykli "oglądacze") tereny targowe ziały pustkami. Zwiedzających było jak na lekarstwo, a deszczowa pogoda oraz pustawe hale i place (fot.1) — kiedyś zapchane do granic możliwości — sprawiały przygnębiające wrażenie. Słońce, które zaświeciło nad Poznaniem w sobotę i w niedzielę, ściągnęło wprawdzie tłumy, ale interesowały się one przede wszystkim kiermaszem, ludowym festynem oraz wystawą ogrodniczą.


FOT. 1. Z WYJĄTKIEM WEEKENDU TERENY TARGOWE ZIAŁY PUSTKAMI

Po raz kolejny ubyło firm (fot. 2), które interesują ogrodników (najciekawsze środki produkcji dla sadowników, producentów warzyw oraz roślin ozdobnych prezentujemy na stronach 50, 75, 105), zwłaszcza przedstawicieli branży środków ochrony roślin, nawozów oraz nasion. Ci, którzy zdobyli już dobrą opinię producentów, zwykle rezygnują z przyjazdu do Poznania. Ci, którzy zostają — robią to głównie z powodów towarzysko-prestiżowych. Na Polagrze można spotkać się z klientami (ale przeważnie z już wcześniej zdobytymi), dostać wyróżnienie albo medal, trudniej natomiast o nowych kontrahentów. Tym bardziej że promocja tutaj sporo kosztuje — w tym roku 71 euro/m2 na parterze i 46 euro/m2 na piętrze (powierzchnia niezabudowana, ceny netto). Na Krajowej Wystawie Ogrodniczej wystawcy polscy płacili 65 euro/m2 na parterze i 62 euro/m2 na piętrze (ceny netto z zabudową i oświetleniem), zagraniczni odpowiednio — 111 euro i 92 euro. Trzeba dodać, że w zeszłym roku przedstawione ceny były niższe, i na dodatek wyrażone w dolarach, a nie w euro, którego kurs bardzo wzrósł w minionym roku. Taniej było na Horti-Logistyce, która — w założeniu prezentując polskie ogrodnictwo — utrzymała ceny promocyjne.


FOT. 2. PO RAZ PIERWSZY WYSTAWCY NIE ZAPEŁNILI HALI ZE ŚRODKAMI DLA PRODUKCJI ROLNICZEJ

Polsko-polska konkurencja, która szkodzi naszemu ogrodnictwu, widoczna była niestety nawet w organizacji Polagry. O ile łatwo bowiem zrozumieć obecność polskich producentów roślin ozdobnych na KWO (wielu z nich jest równocześnie przedstawicielami firm hodowlanych), trudniej dopatrzyć się logiki w prezentacji tam krajowych producentów warzyw (większość sadowników-producentów przeniosła się na Horti-Logistykę, w Pawilonie KWO pozostały przede wszystkim prezentacje odmian). Może to być szczególnie mylące dla potencjalnych klientów (na przykład dostawców pomidorów można było znaleźć na KWO, Horti-Logistyce oraz w pawilonie Polagry ze środkami produkcji). Ideałem byłoby chyba, gdyby organizatorzy "dogadali się", gdyż obecne zasady organizacji postrzegane są powszechnie jako niezdrowe. Obecność niektórych wystawców w jednym roku na KWO, w kolejnym na Horti-Logistyce, świadczy, że o skutecznej promocji polskiego ogrodnictwa wciąż możemy jedynie marzyć.

Grupy producenckie

Horti-Logistyka to w założeniu miejsce, gdzie ofertę handlową mogą przedstawić producenci indywidualni, stowarzyszeni, firmy handlowe oraz rynki hurtowe. Mimo stosunkowo niskich kosztów uczestnictwa, zainteresowanie ogrodników było niewielkie i nie odzwierciedlało potencjału naszego ogrodnictwa (może z wyjątkiem Związku Szkółkarzy Polskich, który umie już korzystać z efektów współpracy marketingowej). Na pół roku przed akcesem do UE na klientów czekali przedstawiciele tylko trzech zarejestrowanych grup producenckich (Stryjno-Sad, Profisad oraz Rajpol). Wszystkie zajmują się produkcją owoców, głównie jabłek. Zdaniem członków tych organizacji, w tym roku nie powinno być problemów ze zbytem jabłek po przyzwoitych cenach. O owoce pytali importerzy nie tylko ze Wschodu, ale i z Zachodu. Z takiej informacji należałoby się cieszyć, gdyby nie fakt, że dostawy na rynki unijne, będą tylko jednorazowymi kontaktami, spowodowanymi mniejszymi zbiorami w tym roku. Co gorsza, potencjalni importerzy interesowali się jabłkami w skrzyniopaletach, nawet niesortowanymi (prosto z sadu). Świadczy to o tym, że nasze owoce mogą się pojawić w sklepach UE, ale w holenderskich czy niemieckich opakowaniach, bez informacji o kraju pochodzenia.

Eksport na Wschód i Zachód

O tym, że "polskie jabłko" za granicą kojarzy się nie najlepiej lub nie jest w ogóle znane, mówiono na seminarium poświęconym wymaganiom jakościowym dla owoców i warzyw w Wielkiej Brytanii oraz Rosji. Rynek brytyjski znany jest jako najbardziej wymagający pod względem jakości, ale równocześnie jako ten, na którym ceny są najwyższe. Uczestnicy spotkania usłyszeli, że polskie gospodarstwa — aby eksportować do Wielkiej Brytanii — muszą najpierw postarać się o certyfikat EUREPGAP, wymagany przez supermarkety, które kontrolują 84% tamtejszego rynku owoców i warzyw. Możemy też zapomnieć o eksporcie na Wyspy Brytyjskie dominujących u nas jabłek — Jonagoldów i 'ampiona'. Brytyjczycy takich jabłek nie lubią (preferują owoce twarde i słodkie, na przykład 'Fuji' czy 'Braeburn') i nawet bardzo niska cena tego nie zmieni (tani towar klienci traktują jako "podejrzany"). Co moglibyśmy więc wysyłać do tego kraju? Zdaniem prelegenta — Leona Jahae — duże szanse miałyby polskie wiśnie, śliwki oraz rabarbar. W Rosji polskie jabłka traktowane są obecnie jak towar gorszej jakości. W tamtejszych sklepach nasze owoce są tańsze od zachodnich i oferuje się je zwykle niesortowane, bez kolorowych i estetycznych opakowań, na które zwracają uwagę bogaci nabywcy. Nasze owoce trafiają do Rosji przez pośredników, którzy szukają owoców najtańszych. Polscy sadownicy nie mają bezpośrednich kontaktów z hurtowniami czy supermarketami w Moskwie lub Petersburgu. Trudno natomiast liczyć, że takie uda się nawiązać bez pokazywania się na liczących targach zagranicznych (na Polagrę docierają tylko pośrednicy). Tymczasem na zakończonych w październiku targach World Food w Moskwie owoce oferowane były tylko przez dwie polskie firmy (w tym przez grupę producencką Profisad). Podobnie kiepsko jest zwykle na wystawie Fruit Logistica w Berlinie.

Dobrym wynikiem zakończą chyba ten rok polscy producenci pomidorów. Na zainteresowanie zachodnich odbiorców nikt w tym sezonie nie narzekał. W Poznaniu prezentowały się zarówno pomidorowe gospodarstwa indywidualne (np. gospodarstwo ogrodnicze T. Mularski na Krajowej Wystawie Ogrodniczej), jak i nieformalne grupy producentów. 51 członków Stowarzyszenia Producentów Ogrodniczych Powiatu Pleszewskiego eksportowało w tym roku pomidory (ceny o kilkadziesiąt procent wyższe niż w kraju) między innymi do Niemiec i Hiszpanii. Ciekawe, że pierwsi z tych odbiorców preferują owoce średniej wielkości, drudzy duże (średnicy 5,7–8,2 cm). Małych pomidorów szukali Czesi (średnicy około 4,5 cm). Tegoroczny popyt na te warzywa przyczyni się do wzrostu podaży w przyszłym roku (w rejonie pleszewskim powstanie łącznie kilkanaście hektarów szklarni, budowanych z wykorzystaniem funduszy z programu SAPARD). Z wyników eksportu na Zachód, między innymi do Wielkiej Brytanii i Szwecji (w lecie interesowali się polskimi pomidorami nawet importerzy z Wysp Kanaryjskich), zadowoleni byli też członkowie Zrzeszenia Producentów Warzyw Włoszakowice, którzy chwalili udział w Horti-Logistice. Ich zdaniem, nawet jeżeli targi nie dadzą bezpośrednich efektów handlowych, opłaca się tu być (stowarzyszenie prezentowało się tu już drugi raz) — zwiedzający kojarzą markę, a prasa, radio i telewizja zapewnia ich produktom darmową reklamę.

Rynki hurtowe

Do "rządowych" rynków hurtowych, które po raz kolejny prezentowały się w Poznaniu, dołączyły w tym roku także prywatne. Okazało się, że program budowy rynków hurtowych w Polsce się nie powiódł. Wydaje się, że nie tylko zaczęto go realizować zbyt późno, ale nie uwzględniono polskich warunków, w których granica pomiędzy sprzedażą hurtową i detaliczną jest niewyraźna. Z tego powodu inwestycje w Gdańsku, Białymstoku czy Łodzi były raczej stratą publicznych środków. Na Polagrze zamiast łódzkiego rynku hurtowego w Ksawerowie (obecnie w fazie likwidacji) pojawiło się Łódzkie Centrum Handlowe "Zjazdowa" SA, stworzone przez ponad 200 akcjonariuszy (z dużym udziałem rolników-producentów). Przedstawiciele "Zjazdowej" zwracali uwagę na brak wiedzy ogrodników o unijnych standardach jakości. Zarząd Centrum Handlowego stara się pomóc, na przykład organizując bezpłatne szkolenia (na ostatnim zjawiło się ponad 100 osób).

Unijne normy jakości na owoce i warzywa powinny funkcjonować w Polsce od maja przyszłego roku. Na ten problem przedstawiciele rynków patrzą różnie. Optymiści uważają, że nie ma się czym przejmować, bo przepisy unijne i tak nie będą w Polsce egzekwowane ("skończy się na mandacie od czasu do czasu"). Pesymiści sądzą, że problem jest poważny i może nam nawet zagrozić zamknięciem rynków, bo nie będzie czego sprzedawać (większość dostarczanych owoców i warzyw nie spełnia żadnych norm). Jak będzie naprawdę, zależy od Głównego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, odpowiedzialnego za kontrolę (jeżeli zdąży skontrolować cokolwiek, gdyż w ramach redukcji dziury budżetowej rząd planuje likwidację tego organu).

Wiele wskazuje na to, że funkcja sprzedaży stanie się jedną z wielu (może nie najważniejszą), które będą musiały spełniać giełdy i rynki hurtowe. Przykładem może być WGRO SA z Poznania, która współpracuje z producentami (dostarcza środków produkcji), zapewniając zbyt towarów wyprodukowanych na zamówienie. Rynki mogą też pośredniczyć w organizowaniu eksportu (skupując mniejsze partie owoców i warzyw, sortując je, pakując i kompletując większe dostawy). Do takich działań przymierza się na przykład Giełda Rolno-Ogrodnicza Ziemi Sandomierskiej SA.

Inne kłopoty ma Giełda Rolno-Spożywcza "Fasty" z Białegostoku. Wprowadzenie wiz dla obywateli zza wschodniej granicy całkowicie załamało handel owocami i warzywami. Gdy ruch był bezwizowy, dziennie przez giełdę przewijało się około 500 samochodów z Rosji, Białorusi i Ukrainy. Na początku października ta liczba spadła do 5.

Ubezpieczenia

Aleksandra Szelągowska — dyrektor Departamentu Budżetu i Finansów w MRiRW — przedstawiła założenia projektu ustawy o ubezpieczeniach od klęsk żywiołowych (powodzi, gradobicia, suszy, huraganu i nadmiernych opadów). Na razie objęte zostałyby nim plantacje zbóż, ziemniaków, tytoniu, chmielu, roślin oleistych i wysokobiałkowych, lnu, konopi, uprawy nasienne, sady i plantacje wieloletnie oraz uprawy w szklarniach i tunelach foliowych (zabrakło warzyw polowych). Wszyscy płaciliby minimalną składkę, która po wystąpieniu klęski uprawniałaby do odszkodowania w wysokości do 30% wartości szkód. Zainteresowani pełnym odszkodowaniem płaciliby wyższe składki, ale byłyby one częściowo dotowane z budżetu. Równocześnie zniknęłyby wszystkie obecne formy pomocy poszkodowanym, w tym kredyty klęskowe.