• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 04/2004

RÓŻANA HUŚTAWKA

Gospodarstwo szklarniowe Jerzego Konika i Wojciecha Worytkiewicza w Brzeziu pod Krakowem powstało w 1998 r. Zamysł właścicieli był taki, by tu produkować kwiaty cięte, głównie róż, a sprzedawać ten towar przede wszystkim na Ukrainie, gdzie rezyduje pierwszy z właścicieli, posiadający tam — między innymi — hurtownię roślin ozdobnych. Początkowo rzeczywiście realizowano wspomniany plan: za naszą wschodnią granicę trafiało 80% kwiatów z Brzezia. Przestało się to jednak opłacać, odkąd Ukraińcy wprowadzili w 2000 roku wysokie cła na te produkty. Od tej pory cały towar kierowany jest na rynek krajowy.

Inwestycja za inwestycją

Nowoczesne, zakupione w Holandii, szklarnie mają powierzchnię 4 ha. Róże zajmują większość areału (fot. 1), a na 4000 m2 uprawia się gerbery. Obiekt powstawał etapami: w 1998 roku oddano do użytku pierwszą połowę cieplarni, a w kolejnym sezonie — drugą oraz pakowalnię z sortownikiem (fot. 2) i chłodnię (fot. 3). Duże nakłady poniesiono na doprowadzenie do szklarni gazu, którym zamierzano ją ogrzewać — konieczne było zbudowanie 6-kilometrowego gazociągu. Po dwóch latach, po wprowadzeniu przez PGNiG nowych zasad naliczania należności za gaz (konieczność ponoszenia przez cały rok stałej opłaty przesyłowej, niezależnie od długości okresu grzewczego), przestano jednak korzystać z tego paliwa. Jak podaje W. Worytkiewicz, trzeba by bowiem płacić za samo przesyłanie gazu około 25 000 zł miesięcznie, także późną wiosną i latem. Ponosząc kolejne wydatki na podstawowe inwestycje, przystosowano zatem piece CO do spalania mazutu (instalacja specjalnych palników, a także podgrzewaczy, fot. 4), z którego korzysta się do dziś. Jego ceny jednak regularnie rosną: w 2001 r., kiedy zaczęto używać mazutu, płacono za niego w rafinerii w Jaś­le 390 zł/t, a pod koniec ubiegłego roku — aż 715 zł/t.
Choć na początku 2004 r. paliwo to potaniało i w lutym, u tego samego dostawcy kosztowało 670 zł/t, właś­ciciele chcieliby powrócić do pierwotnego sposobu ogrzewania obiektu. Spalając gaz można bowiem odzys­kiwać dwutlenek węgla, którym dokarmianie zimą jest bardzo korzystne na plantacji pod osłonami.


Fot. 1. Część ponad 3,5-hektarowej plantacji róż w Brzeziu


Fot. 2. Już na początku zainwestowano w nowoczesny sortownik do kwiatów róż (i inny sprzęt ułatwiający ich pakowanie)


Fot. 3. Chłodnia przed Walentynkami była prawie pusta ze względu na duży popyt na kwiaty róż


Fot. 4. Piece CO na gaz trzeba było przystosować do spalania mazutu

Podstawowe zasady uprawy róż

Róże uprawia się na własnych korzeniach, w cyklu całorocznym. Rośliny sadzone są — po trzy — do 10-lit­rowych pojemników (fot. 5), na metr kwadratowy ma przypadać 10 krzewów. Rury ogrzewania wegetacyjnego biegną po dwie z każdej strony 2-rzędowego zagonu, przy czym jedna z pary służy jednocześnie jako podpora dla stelażu, na którym zawieszone są pojemniki. Podłożem jest substrat torfowy z dodatkiem keramzytu, z którego też tworzy się 5-centymetrową warstwę drenażu na dnie donicy. Do każdej doprowadzone są po dwa emitery dostarczające wody lub pożywki. Pod rzędami pojemników montuje się rynny, wykonane własnym sumptem z rolek PCV grubości 0,8 mm (fot. 5a). Rynny podwieszane są na uchwytach z drutu aluminiowego, również robionych na miejscu (fot. 5b) i montowanych co około 30 centymetrów.


Fot. 5. Rośliny sadzi się do 10-litrowych donic, które zawieszane są na stelażach


Fot. 5 a. Rynny do zbierania wody i pożywki wykonano z PCV


Fot. 5 b. Uchwyty z drutu służą do podwieszania rynien

Pożywkę sporządza się na podstawie analiz chemicznych wody, którą bada się trzy razy do roku. Tak jak na każdej współczesnej szklarniowej plantacji róż, krzewy prowadzone są metodą "japońską", z odginaniem w dół pędów (fot. 6), które tworzą "fabrykę" asymilatów.


Fot. 6. Krzewy prowadzone są metodą "japońską" (horyzontalną)

Rośliny są doświetlane asymilacyjnie od października do lutego i — w razie potrzeby — w marcu, tak by natę­żenie światła wynosiło 7000–8000 luksów/m2. Służy do tego celu 2500 lamp SON-T PLUS AGRO Philipsa, każda o mocy 600 W. W najciemniejszych okresach roku doświetla się po 20 godzin na dobę, od stycznia skraca się ten czas do 18–19 godzin, oszczędzając przy okazji na prądzie (koszty ogrzewania i energii elektrycznej stanowią 80% ogólnych kosztów prowadzenia gospodarstwa).

Jednym z największych problemów ubiegłego sezonu okazała się — w następstwie bardzo suchego, gorącego lata — wzmożona aktywność przędziorków na plantacji róż. Aby zwiększyć skuteczność walki z tymi szkodnikami, wykonano w gospodarstwie kilka wózków-opryskiwaczy, poruszających się na kołach (fot. 7) lub po rurach grzewczych. Każdy ma 8 końcówek z rozpylaczami eżektorowymi firmy Lechler, których położenie zapewnia dotarcie roztworu środka ochrony roślin zarówno na górną, jak i na dolną powierzchnię liści (właś­nie na tej dolnej przede wszystkim bytują przędziorki). Do zabiegów używa się 2000 litrów wody na hektar. Ciecz wypryskiwana jest pod ciśnieniem 30 atm.


Fot. 7. Tego typu opryskiwacz ma zwiększyć skuteczność walki z przędziorkami

Realia rynku

Na polskim rynku dominują kwiaty cięte róż o pędach długości 40–60 cm, taki też jest główny produkt gos­podarstwa z Brzezia. Wciąż zdecydowanie największy jest popyt na odmiany czerwono kwitnące (fot. 8), które są szczególnie pożądane jesienią i zimą — w lutym, ze względu na Walentynki, najlepiej byłoby mieć nawet 90% takiego towaru.
Od maja do końca września rośnie natomiast zapotrzebowanie na odmiany "kolorowe", przy czym w naszym kraju popularne są przede wszystkim zdecydowane barwy, mało jest — na przykład — "chodliwych" różowych kreacji. Jak mówi W. Worytkiewicz, trzeba bazować na sprawdzonych odmianach, nowościami nie warto zajmować więcej niż 10% powierzchni. Często zdarza się bowiem, że nowe nasadzenia trzeba likwidować już w pierwszym sezonie uprawy, kiedy dochody nie przekraczają jeszcze kosztów założenia plantacji. I odwrotnie, są odmiany, które zdają egzamin jeszcze w 6. roku eksploatacji roślin, choć jej średnia wynosi 4 lata.


Fot. 8. Odmiany o czerwonych kwiatach (tu: 'Grand Prix')
wciąż muszą dominować na plantacji

Sytuację producenta róż zimą ogrodnik ten określa słowem loteria: gdy jest mroźna pogoda, bardzo rosną koszty, a jednocześnie na rynku panuje stagnacja. Jeśli osiąga się jakikolwiek zysk w okresie od listopada do początku lutego, to bardzo dobrze — podkreś­la. Na pewno nie zarabia się w pierwszym roku po posadzeniu roślin, które wymaga sporych nakładów.
Luty bieżącego roku był łaskawy, zwłaszcza w okre­sie przedwalentynkowym, kiedy róże zdecydowanie królują na rynku i uzyskują najlepsze w całym roku ceny. Dobrej sprzedaży krajowego towaru, czego doświadczył również W. Worytkiewicz, sprzyjał wysoki kurs euro i — w związku z tym — wysokie ceny kwiatów z importu. Ze względu na panujące mrozy, nie spełnił natomiast nadziei Dzień Babci (21.01.), od którego "zaczyna się jakikolwiek handel". Jak prognozuje właściciel, po Dniu Kobiet (także udany tego roku), Wielkanocy, popularnych imieninach w maju (Jerzego, Wojciecha), końcu roku szkolnego, tradycyjnie rozpocznie się dla takich, jak on producentów zastój letni, przerywany na krótko (imieniny Anny w lipcu, następnie Marii w sierpniu). Późną wiosną i latem silną konkurencję na rynku stanowi towar wprowadzany przez drobnych ogrodników, którzy uprawiają róże sezonowo, w tunelach i oferują kwiaty cięte po 20 gr/szt., sprzedawane na paczki.

Kwiaty róż z Brzezia trafiają — poprzez przyjeżdżających tu hurtowników lub za pośrednictwem giełd — na Śląsk, do Wrocławia, Poznania, Warszawy. Tylko 30% towaru znajduje zbyt w Krakowie, gdzie w lutym bieżącego roku średnie ceny hurtowe wynosiły 2 zł/szt. Choć handel na giełdach jest uciążliwszy, pozwala uzyskać o jedną trzecią wyższe ceny niż gdy towar sprzedaje się przyjezdnemu hurtownikowi.

Według W. Worytkiewicza, 2003 rok okazał się gorszy od poprzedniego, co ogrodnik ten tłumaczy trudną sytuacją gospodarczą w Polsce i rosnącymi kosztami produkcji, przy utrzymujących się na niezmienionym poziomie cenach kwiatów róż i pogarszających się notowaniach gerber (za wielkokwiatowe otrzymywał średnio 1,60 zł/szt., przy czym 10 lat temu — 2,50 zł/szt.!).
W przypadku tych ostatnich (fot. 9) producent z Brzezia zamierza poszerzyć udział odmian miniaturowych, które nadają się do dwuletniej uprawy (wydajność wielkokwiatowych w 2. roku jest niedostateczna), a ponadto lepiej sprzedają się latem i dają nadzieję na stabilniejsze ceny (w 2003 r. — średnio 1,40 zł/szt.). Jak przyznaje, są jednak okresy, jak jesień ubiegłego roku — musiał wtedy wyrzucać niesprzedane kwiaty gerber — gdy jest o krok od zlikwidowania plantacji tych roślin i zastąpienia ich różami.


Fot. 9. Gerbery, uprawiane w 5-litrowych doniczkach,
stanowią uzupełnienie produkcji
(tu: odmiana 'Tango' o miniaturowych kwiatostanach)