• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 06/1999

WOKÓŁ GRANICZNEJ KONTROLI FITOSANITARNEJ

Odpowiedź na tekst Andrzeja Chodkowskiego, głównego inspektora Inspekcji Ochrony Roślin
Dziękuję za sprostowanie (czyt. HO 5/99) informacji, którą zawarłam w marcowym wstępie do działu kwiaciarskiego. Sformatowania ''mają stać na granicy'' (do momentu aż nadejdą wyniki badań laboratoryjnych), dotyczącego sprowadzanych z zagranicy roślinnych materiałów rozmnożeniowych, użyłam po dwukrotnej rozmowie z Głównym Urzędem Ceł. Tam, w lutym br. zapewniano mnie, że procedura tranzytu wewnętrznego była - w omawianym przypadku - możliwa tylko do końca 1998 r. Szkoda, że nieprawdziwe okazały się informacje podawane na samej ''górze'' instytucji, która wszak musi udzielić zgody na czasowe skladowanie siewek, sadzonek, itp. w miejscu ''zapewniającym niezbędne warunki do zachowania towaru w stanie niepogorszonym'' (w szklarni). Procedury uproszczonej nie da się traktować jako sposobu na uratowanie tego typu towarów (dotyczy ona sytuacji, w której importer uzyskawszy pozwolenie na tę procedurę może bezpośrednio przewieźć towar z zagranicy do swojej siedziby zawiadamiając o tym urząd celny i sam sobie wyliczając należne do oraz podatki). Po pierwsze dlatego, że jest ona osiągalna tylko dla płatników podatku VAT (art. 79., pkt. 3. kodeksu celnego), a więc nie jest dostępna dla ogrodników. Po drugie, importerzy nie-ogrodnicy, którzy wszczynali starania o wdrożenie procedury uproszczonej, dowiadywali się w punkcie informacyjnym GUC, że jest ona dobra, ale... dla importerów dóbr trwałych (np. telewizorów), m.in. dlatego, że szklarnie raczej nie wchodzą w grę - w ramach tej procedury - jako miejsce czasowego składowania towarów pod nadzorem organu celnego. Jak twierdzi rzecznik prasowy GUC, Krystyna Urbańska, ''importerzy roślin praktycznie są pozbawieni możliwości skorzystania z procedur uproszczonych, bowiem roślin nie można dostarczyć do miejsc docelowych i zagospodarować przed przeprowadzeniem badań fitosanitamych ''. W świetle GUC-owskich informacji miałam zatem podstawy, by napisać, że rośliny ''mają stać na granicy''. Nie chodziło mi o sensację. ''Sensacyjny'' wydał mi się natomiast fakt, że Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin (obecnie Inspekcja Ochrony Roślin) w żaden sposób nie informowała importerów o innym trybie postępowania z materiałem rozmnożeniowym niż ten, jaki był praktykowany do czerwca ubiegłego roku. Często przekonywali się oni o nowych zasadach dopiero w momencie, kiedy sadzonki, siewki, itp. trafiały na granicę. Dość powiedzieć, że zanim wprowadzono procedurę tranzytu wewnętrznego, w magazynach celnych zgnił transport sadzonek kierowanych do Polski. Jednocześnie w lutym 1999 r. byłam świadkiem, jak w jednym z oddziałów granicznych IOR importer-ogrodnik w odpowiedzi na pytanie ''Co się zmieniło w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego?'' otrzymał skserowaną informację podającą jedynie, że ''z dniem l stycznia 1999 r. zostaje zniesione odpłatne badanie towarów roślinnych w przypadku niewłaściwego świadectwa fitosanitarnego''. I tylko tyle! Szkoda, że dopiero po mojej publikacji IOR przedstawił opinii publicznej wykładnię obecnie obowiązujących przepisów, których znajomość jest niezbędna importerom materiału rozmnożeniowego. Brakuje przy tym ścisłego określenia, co Inspektorat Ochrony Roślin rozumie pod pojęciem ''materiał rozmnożeniowy''. Zdarzają się bowiem przypadki, że za taki uważa się np. cebule roślin ozdobnych sprowadzane w jednostkowych opakowaniach, przeznaczone do pędzenia, kierowane bezpośrednio do sprzedaży detalicznej hobbystom. Nie sugerowałam w moim tekście, że graniczna kontrola fitosanitama jest zbędna. Publikacje w dziale kwiaciarskim ''Hasia Ogrodniczego'', który prowadzę, świadczą chyba o tym, że moje stanowisko jest wręcz odwrotne (we wspomnianym numerze 3/99, z mojej inicjatywy, znalazł się artykuł ''Importowane problemy'', który przestrzega przed nowymi chorobami i szkodnikami, jakie ostatnio pojawiły się w Holandii; chcę też zwrócić uwagę na HO 9/90 - Liriomyza huidobrensis, 11/92 i 5/96 - Spodoptera exigua, 3/97- Duponchelia fovealis, 12/98 - Thrips palmi, 2/99 - Echinothrips americanus) W bieżącym roku obserwowałam jednak, że do wielu ogrodników trafiły przywożone z zagranicy rośliny - wprawdzie ''skontrolowane'' (odpowiadające przepisom fitosanitamym, czyli formalnie wolne od chorób i szkodników), ale... porażone przez szarą pleśń. Jest to wtórna infekcja, która pojawia się na roślinach przetrzymywanych w niewłaściwych warunkach w okresie, gdy trwają ''specjalistyczne badania laboratoryjne i obserwacje wykluczające występowanie organizmów szkodliwych''.