• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 10/2004

NASZ WKŁAD W UNIJNE SADOWNICTWO

Bardzo wielu sadowników, zarówno ze starych, jak i nowych krajów Unii Europejskiej, obawia się konkurencji polskich owoców na ich rynku. Dotyczy to głównie jabłek. Na około 7 mln ton w starych krajach i 3,3 mln ton w nowych, polskie jabłka stanowią 21–23%, a w produkcji jabłek w starych krajach — ponad 30%. Dużego napływu polskich jabłek obawiają się przede wszystkim niemieccy i austriaccy sadownicy. Na sześciu spotkaniach, jakie miałem w lutym bieżącego roku z sadownikami w Niemczech, Austrii i Południowym Tyrolu omawiałem problemy związane z produkcją naszych jabłek. Przecież około 50% to jabłka przemysłowe, które nie trafiają na rynek, dalsze 35% to jabłka deserowe zostające na naszym rynku. W latach 2002–2003 eksport jabłek deserowych wahał się od 350 tys. ton do 400 tys. ton, w tym poniżej 7 tys. ton do Unii Europejskiej. Słuchacze zrozumieli, iż nie jesteśmy zagrożeniem dla producentów jabłek w "starej" UE. Mocno podkreślałem fakt, że polscy sadownicy nie są konkurentami, ale partnerami dla unijnych kolegów. Możemy produkować owoce, których produkcja nie jest już opłacalna w krajach UE, ze względu na wysokie koszty robocizny. Wiele krajów świata widzi swoje szanse w eksporcie jabłek do Rosji. Jak na razie, stare kraje UE nie pokrywały zapotrzebowania rynku rosyjskiego na jabłka deserowe. Dlatego coraz więcej jest tam jabłek z USA i Chin. Z aprobatą przyjęto moją propozycję wspólnego eksportu jabłek do Rosji. Jest to jeden z przykładów partnerstwa między Polską i kilkoma krajami UE.

Około 30 tysięcy naszych sadów z towarową produkcją owoców to znacznie więcej niż znajduje się w starej Unii Europejskiej. Gospodarstw z nowoczesną produkcją owoców jest u nas jednak mniej niż w UE. Szacuję, że w naszym kraju jest kilka tysięcy gospodarstw z wysokim poziomem produkcji owoców. Mogą one służyć jako wzór do naśladowania dla innych sadowników, nie tylko z nowych krajów Unii Europejskiej. Ta grupa producentów ze swoją produkcją owoców nie będzie ujemnie wpływać na europejski rynek owocowy. Przeciwnie — wzbogaci go w owoce wysokiej jakości, głównie te, których brakuje na wspólnym rynku.

Na podkreślenie zasługuje fakt, że polskie owoce są nie tylko tańsze (na razie), dobrej jakości i bardzo smaczne, ale także o wysokim poziomie bezpieczeństwa zdrowotnego. Mimo iż tylko 20% owoców produkowane jest metodą IPO, to co najmniej 90% owoców w naszym kraju można zaliczyć do bezpiecznych dla zdrowia konsumentów. Ten szacunek opieram na wynikach wieloletnich badań poziomów pozostałości szkodliwych substancji, zwłaszcza środków ochrony roślin.

Na skutek likwidacji spółdzielczości ogrodniczej polscy sadownicy zostali zmuszeni do samodzielnego szukania możliwości zbytu swoich owoców. Z tego trudnego zadania wywiązali się bardzo dobrze. Rozwinęli bezpośrednie dostawy do różnych odbiorców. Wprawdzie jest to sposób czaso- i pracochłonny, wymagający dużego wysiłku fizycznego, ale się opłaca, gdyż znaczna część marży zostaje u sadownika. Warto podkreślić, że coraz więcej unijnych sadowników zbywa w ten sposób swoje owoce. Mamy także organizacje lub grupy producentów wyposażone w chłodnie ze zmodyfikowaną atmosferą oraz w urządzenia do sortowania i pakowania owoców. W ciągu doby mogą one dostarczyć owoce w dużych, jednolitych partiach na odległość kilkuset kilometrów.

Mamy dobrze rozwinięte i sprawnie działające przetwórnie oraz zamrażalnie owoców. Także w zakresie eksportu do różnych krajów koncentratów, przetworów i mrożonek możemy być dobrym partnerem.

Na podkreślenie zasługuje poziom naszego szkółkarstwa sadowniczego. Produkujemy dużo drzewek i sadzonek na europejskim poziomie. Zawiązały się różne spółki polsko-unijne, które współpracują w sprzedaży sadowniczego materiału szkółkarskiego do różnych krajów, na przykład wschodniej Europy.

Niestety, oprócz pozytywnych cech nasze sadownictwo ma także cechy negatywne. Do nich zaliczam: nadmiar owoców niskiej jakości i starych odmian, słabo zorganizowaną dystrybucję owoców, zwłaszcza z małych gospodarstw, oraz niski poziom współdziałania sadowników. Zdecydowanie za mało jest różnego rodzaju organizacji producenckich, mimo niekorzystnej struktury wielkościowej gospodarstw zajmujących się towarową produkcją owoców.

Gdy weźmie się pod uwagę wszystkie pozytywy i negatywy, niewątpliwie przeważają te pierwsze. Z całą mocą trzeba podkreślić, że polski sadownik nie będzie konkurentem, ale partnerem dla unijnego. Nasz sadownik pokazuje, jak można szybko rozwiązać trudne problemy, których nie brakowało w ostatnich latach.

Zasługuje to nie tylko na uznanie, ale także na pomoc, zwłaszcza finansową z budżetu unijnego — polski sadownik nie chce zwiększać ogólnej produkcji, chce natomiast poprawić jej jakość oraz usprawnić dystrybucję poprzez zminimalizowanie liczby pośredników w handlu owocami. Są to tendencje zbieżne nie tylko z tymi w Unii Europejskiej, ale i w światowym sadownictwie.

Ponawiam swój apel: "Polscy sadownicy łączcie się". Twórzmy silne, zwarte i dobrze zorganizowane środowisko sadownicze, które jest bardzo potrzebne wobec czekających nas zagrożeń i różnego rodzaju utrudnień. Spotykajmy się częściej w celu wymiany poglądów z zakresu produkcji i zbytu owoców. Pamiętajmy, że krajowi sadownicy z bliska i daleka nie są już konkurentami, teraz będą pożądanymi partnerami. Koncentrujmy podaż owoców i organizujmy polskie jednostki handlowe wyposażone w chłodnie oraz urządzenia do sortowania i pakowania owoców. Nie czekajmy aż to zrobią zagraniczni handlowcy, nie tylko z krajów Unii Europejskiej. Zwiększajmy plony i poprawiajmy jakość owoców. Budujmy chłodnie ze zmodyfikowaną atmosferą. Jeśli to wszystko zrealizujemy w najbliższych latach, wtedy dochody sadowników do około 2006 roku będą wyższe niż na przykład w latach 2000–2003. Skorzystajmy z tej nadarzającej się szansy.