SUKCES UPRAWY BORÓWKI WYSOKIEJ W CHILE

    Chile jest jednym z największych na świecie producentów owoców jagodowych i trzecim krajem pod względem wielkości zbiorów borówki wysokiej. Uprawia się ją tam na 2000 ha, choć lepiej byłoby napisać "ponad 2000 ha", ponieważ powierzchnia uprawy zwiększa się o 25% rocznie. Gdy weźmie się pod uwagę tegoroczne doświadczenia cenowe polskich producentów owoców miękkich, historia chilijskiego owocowego biznesu może być dla nas bardzo pouczająca.

    Fakty


    W biznesie potrzeba czegoś więcej, niż dobrego pomysłu i menedżerskiego talentu. Chile ma przydatne rolniczo gleby i sprzyjające warunki klimatyczne, co jest korzystne dla większości owoców jagodowych. Choć naturalne pH gleby waha się w granicach 4,5–7 i jest za wysokie dla borówki wysokiej, plantatorom udaje się je skutecznie obniżyć za pomocą siarki oraz torfu.



    W Chile borówkę wysoką uprawia się na ponad 2000 hektarów, a świeże owoce kraj ten oferuje na światowych rynkach od października do kwietnia 


    Terytorium Chile — rozciągające się z północy na południe na długości 5 tysięcy kilometrów — obejmuje prawie wszystkie strefy klimatyczne. Dzięki temu tamtejsi producenci są w stanie oferować świeże owoce borówki od października do kwietnia (maliny — od lis­topada do maja).
    O sezonie trwającym siedem miesięcy możemy w Polsce tylko pomarzyć. Gdy w środkowej, ciepłej części Chile jest już po zbiorach, tysiąc kilometrów dalej, na zimnym południu, jagody dopiero nabierają niebieskiej barwy.


    I wreszcie ostatnia, być może najważniejsza z niezależnych od człowieka, przyczyna chilijskiego sukcesu. Klienci, w 99% pochodzący z półkuli północnej, głównie USA, Kanady i Japonii, nie mają w zimie rodzimych dostawców i oferują znakomitą cenę.


    Mity


    W Chile mają łatwiej, to prawda, ale tylko częściowo. Jednym ze stereotypów z czasów republik bananowych jest przekonanie, że w Ameryce Południowej robocizna, tak istotna przy ręcznym zbiorze owoców jagodowych, nic nie kosztuje. Te czasy już minęły, zwłaszcza w bardziej rozwiniętych krajach. Koszt jednej godziny pracy zbieracza w Chile to 2,2–2,5 $, czyli mniej więcej tyle, ile w Polsce. Na jeden hektar dobrze wyposażonej plantacji borówki wysokiej trzeba wydać od 15 000 do 25 000 $, podobnie lub nawet więcej niż u nas.


    Plantacje borówki w Chile mają nie mniej niż 20 ha, a czasem nawet 200 ha — na założenie i rozwój tej uprawy potrzeba ogromnych funduszy, które w całości pochodzą z kieszeni właścicieli i pożyczek bankowych. Chilijski rząd nie oferuje żadnego systemu dopłat, ulg rolniczych czy refundowania choćby części inwestycji.


    Kolejny rozpowszechniony przesąd można streścić w zdaniu: „Pewnie oni są tam wykupieni przez Amerykanów”. Nic bardziej mylnego, pieniądze na plantacje borówek pochodzą od miejscowych plantatorów, którzy już od lat siedemdziesiątych XX wie­ku zajmowali się uprawą malin, porzeczek i jeżyn na wielką skalę.


    Trzy zasady


    Tajemnica sukcesu w sferze zarządzania zawiera się w trzech dobrze znanych, lecz zbyt rzadko stosowanych u nas zasadach: profesjonalizmu, współpracy i potrzebie ekspansji.


    Chilijski profesjonalizm i tak zwany know-how mają swe źródło w dużym doświadczeniu w uprawie owoców i tradycyjnym nastawieniu produkcji na eksport. Chile ma tylko około 17 milionów mieszkańców przy powierzchni dwukrotnie przekraczającej powierzchnię Polski. Siła nabywcza krajowego rynku jest niewielka, dlatego plantacje powstają i produkują praktycznie wyłącznie pod kątem eksportu do krajów wysoko rozwiniętych. A rynki USA, Europy i Japonii są wymagające i oczekują towarów najwyższej jakości. Dzięki temu z konieczności zadbano o rozwój technologii i standardów jakości. Prawie wszystkie plantacje posiadają certyfikat GAP i przygotowują się do wdrożenia systemu EUREPGAP, bo tego oczekują od nich odbiorcy. Na dodatek znikomy procent plantatorów zajmuje się sprzedażą i eksportem na włas­ną rękę. Większość z nich to akcjonariusze spółek, na przykład Vital Berry Marketing czy Hortifrut SA, które w imieniu producentów zdobywają nowych klientów, zajmują się marketingiem i sprzedażą owoców. Dzięki takiemu rozwiązaniu handel owocami jest skoordynowany, a ceny nie poddają się krótkookresowym wahaniom i są stabilne przez cały sezon, bo nie zależą od decyzji jednego plantatora czy sieci handlowej.


    Jak mawiają Holendrzy — „duży może więcej”. I mają rację, bo czy nie łatwiej negocjować ceny, gdy eksportuje się 1200 ton jagody borówki wysokiej rocznie, a nie 50 czy nawet 100 ton? Taki wynik (1200 ton) osiąga spółka Vital Berry Marketing, a trzeba jeszcze doliczyć obrót malinami, jeżynami i porzeczkami oraz sprzedaż owoców egzotycznych i mrożonych — wszystko liczy się w milionach kilogramów. Spółka powstała 15 lat temu, gdy grupa producentów malin z południa kraju zdecydowała się założyć niezależną firmę, która mog­łaby eksportować ich owoce. Dla uniknięcia sporów zdecydowano, że każdy plantator będzie posiadał udziały w firmie i dzięki temu sprawował częściową kontrolę nad jej poczynaniami. Przez piętnaście lat na tej zasadzie akcjonariuszami stawały się coraz to nowe plantacje i dziś 70% towaru przechodzącego przez chłodnie firmy to owoce wspólników. Wydaje się niemożliwe, żeby skupować tak samo dobry towar z kilkudziesięciu plantacji. Wszyscy dostawcy posiadają jednak certyfikaty jakości i przestrzegają określonych w nich zasad i procedur. Oczywiście nie każdy dostarcza owoców borówek równie dużych i równie smacznych. To już jednak zadanie spółki, by wiedzieć, że Anglicy lubią odmianę 'Bluecrop’, bo ma duże owoce, a Japończycy 'Brigittę’, bo co prawda mniejsza, ale bardzo słodka i dłużej się przechowa. Wszystko to sprawia, że farmerzy zajmują się produkowaniem jak najlepszych owoców, nie martwiąc się o zbyt, a Vital Berry Marketing i podobne firmy zajmują się handlem, nie martwiąc się o produkcję. Taki podział pracy jest bardzo skuteczny i wydaje się przyszłością rynku owoców jagodowych.


    Następny etap w rozwoju takiej firmy to obecność na rynku przez cały rok, a nie tylko kilka miesięcy sezonu. Niektóre firmy już to realizują. Międzynarodowa firma Global Berry Farms skupuje towar z różnych części globu i może zaoferować swoim klientom maliny, borówki czy jeżyny przez 52 tygodnie w roku. Chilijskie spółki współpracują z takimi handlowcami już od jakiegoś czasu, bo wiedzą, że jeśli tego nie zrobią, ktoś inny zrobi to za nich. Jednym słowem, podstawowe prawo inwestowania i rozwoju: jeśli się nie rozwijasz, to się cofasz.


    Na własnym podwórku


    Jak się to wszystko ma do znanych nam obrazków, na których widzimy plantatorów z nienowymi już żukami wożącymi na giełdę po kilkadziesiąt łubianek? Ano, twoje łubianki i moje to już kilkaset, a jeszcze „tego i tamtego”, to kilkanaście tysięcy i można spółkę zakładać. Globalny rynek i tak nas do tego zmusi, tak jak zachodnie rynki z północnej półkuli wymusiły to na Chilijczykach. Chyba że wolimy, tak jak do tej pory, konkurować pomiędzy sobą i mieć za złe rynkowi, że istnieje.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułRADY „STARSZYCH” KOLEGÓW
    Następny artykułROLNICTWO TO SZTUKA. PRZYJDŹ I ZOBACZ

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.