• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 03/2005

NIEZBĘDNE SĄ STREFY OCHRONNE O ZRÓŻNICOWANEJ SZEROKOŚCI

Obowiązująca ustawa o ochronie roślin zezwala na stosowanie środków ochrony roślin (ś.o.r), gdy prędkość wiatru nie przekracza 3,0 m/s, w miejscach oddalonych co najmniej o 5 m od dróg publicznych i o 20 m od budynków mieszkalnych, zabudowań inwentarskich, pasiek, plantacji upraw zielarskich, wód powierzchniowych oraz innych terenów podlegających szczególnej ochronie. Jak łatwo zauważyć, szerokość utworzonych w ten sposób stref buforowych (ang. buffer zones) lub inaczej stref ochronnych, w których środki ochrony roślin nie mogą być stosowane, jest stała, niezależnie od rodzaju i warunków wykonania opryskiwania. Czy oznacza to, że zagrożenie dla terenów chronionych jest zawsze jednakowe? Nie potrzeba być specjalistą, aby stwierdzić, że wręcz przeciwnie — jest ono bardzo zróżnicowane i zależy od ilości i toksyczności preparatów znoszonych na tereny objęte ustawową ochroną. Wszelkie próby uwzględnienia tego zróżnicowania w zapisach ustawy o ochronie roślin nie powiodły się, a przyjęte w kraju "sztywne" (stałe) szerokości stref buforowych są wynikiem kompromisu pomiędzy środowiskami rolniczymi i "obrońcami środowiska", którzy prezentują wzajemnie sprzeczne poglądy w tym zakresie. W tym przypadku kompromis okazał się niekorzystny dla naszych rolników i ogrodników.

Dyskusje nad szerokością stref ochronnych toczą się niemal we wszystkich krajach świata, w których prowadzi się chemiczną ochronę roślin. Wysuwane propozycje są niekiedy zbyt skrajne, aby były możliwe do zaakceptowania zarówno dla "obrońców środowiska", jak i dla rolników. Ci pierwsi nie dopuszczają nawet minimalnego znoszenia cieczy i oczekują nadmiernie szerokich stref buforowych, stanowiących gwarancję bezpieczeństwa dla obszarów podlegających ochronie. Z kolei rolnicy najchętniej obeszliby się bez stref buforowych, aby w jak największym stopniu wykorzystać posiadaną ziemię. Jest oczywiste, że zbyt szerokie strefy nie są konieczne, ponieważ wyniki wielu badań wskazują, że zagrożenia wywołane znoszeniem są stosunkowo niewielkie, jeśli odnieść je do tak zwanych skażeń punktowych występujących podczas napełniania i mycia opryskiwaczy. Z drugiej strony, odpowiednio dobrane strefy ochronne są niezbędne do zabezpieczenia wód powierzchniowych przed przenoszeniem się substancji aktywnej ś.o.r. poza granice pól, na których wykonywane są zabiegi ochrony roślin.

W krajach o dużym zużyciu ś.o.r. zauważono, że ustanawianie zbyt rygorystycznych nakazów obraca się przeciwko środowisku. Dobrym przykładem jest wprowadzanie pod ziemię otwartych dotąd cieków wodnych przy użyciu rur betonowych. W ten sposób rolnicy pozbywają się "problemu", ale jednocześnie likwidują wzdłuż strumieni i rowów melioracyjnych roślinność będącą siedliskiem i naturalnym korytarzem dla przemieszczania się fauny. Można zaobserwować przedziwną prawidłowość dla wybranych krajów w Europie, że im wyższe jest średnie zużycie ś.o.r. w danym kraju, tym węższe są strefy buforowe, a powinno być chyba odwrotnie. Dotyczy to Holandii, Wielkiej Brytanii i Polski.
W pierwszych dwóch krajach dopuszcza się, po spełnieniu określonych warunków, strefy buforowe o szerokości zaledwie 1,0 m. Warto w tym miejscu przypomnieć, że głównym źródłem wody pitnej (70%) w Holandii są wody powierzchniowe. Zużycie ś.o.r. w Polsce jest ponad 10-krotnie mniejsze, a mamy znacznie bardziej restrykcyjne przepisy z tego zakresu. Nie dość, że w naszych regulacjach prawnych, inaczej niż w innych krajach, strefy buforowe należy tworzyć nie tylko w sąsiedztwie wód powierzchniowych, ale również w sąsiedztwie zabudowań, dróg, plantacji zielarskich, pasiek, ogrodów działkowych, rezerwatów i jeszcze wielu innych terenów, to należą one do najszerszych w Europie.
A i tak powinniśmy się cieszyć, że nie wynoszą aż 250 m, bo i takie propozycje były u nas bardzo mocno forsowane.

Przytoczone przykłady wskazują, jak długa czeka nas droga do przyjęcia racjonalnych rozwiązań popartych rzeczywistą oceną zagrożeń dla wód powierzchniowych i do ustanowienia stref ochronnych o zróżnicowanej szerokoś­ci. Wzorem innych krajów powinniśmy wprowadzić ustawowe procedury na podstawie rzeczywistych zagrożeń uwzględniających toksyczność i ilość środka ochrony roślin, który w trakcie zabiegu mógłby być naniesiony na wody powierzchniowe. Ilość ta zależy głównie od dawki ś.o.r., techniki opryskiwania, prędkości wiatru oraz wielkości przepływu i szerokości cieku wodnego. Kluczową rolę w różnicowaniu szerokości strefy ochronnej odgrywa ilość znoszonej cieczy charakterystyczna dla zastosowanej techniki opryskiwania. W związku z tym prowadzi się krajowy rejestr technik ograniczających znoszenie, do których zalicza się, między innymi, rozpylacze inżektorowe, sadownicze opryskiwacze tunelowe i polowe z pomocniczym strumieniem powietrza. Realizując ustawową procedurę można w sprzyjających warunkach zredukować szerokość strefy ochronnej nawet do 25%, w porównaniu z tradycyjnymi metodami opryskiwania.

Można oczekiwać, że wprowadzenie w Polsce stref ochronnych o zróżnicowanej szerokości będzie stymulowało proekologiczne zachowania i zainteresowanie przyjaznymi dla środowiska technikami opryskiwania. Poprawi również klimat wokół chemicznej ochrony roślin. Brak takiej możliwości wywołuje niezadowolenie rolników, gdyż zaprzecza obecnemu stanowi wiedzy w tej dziedzinie. Jednocześnie nie sprzyja poszanowaniu prawa, bo prawo nieprzestrzegane nie dość, że nikomu i niczemu nie służy, ale jest tylko źródłem demoralizacji.