• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 06/2005

NIECH KAŻDY ROBI SWOJE

Rozmowa ze Stefanem Rogulskim wiceprezesem Dolnośląskiego
Centrum Hurtu Rolno-Spożywczego we Wrocławiu

"Sadownicy z wszystkich sadów i ogro­dów łączcie się. Taka trawestacja, może ironiczna, przypomina nieodległe politycznie czasy, ale w odniesieniu do sadowników to wezwanie wydaje się — mimo wszystko — zasadne" — mówi Stefan Rogulski wiceprezes Dolnośląskiego Centrum Hurtu Rolno-Spożywczego we Wrocławiu, jednego z największych w kraju rynków hurtowych. "Tak można by w telegraficznym skrócie najlapidarniej zdefiniować główną ideę, zasady i — co ważne — potrzebę tworzenia grup producenckich, o których u nas coraz więcej się mówi, zaś niewiele
w tej mierze czyni.
"

Adam J. Kilian: Dlaczego Pan aż tak mocno zabiega o organizowanie się rolników w grupy producenckie? Jaki ma w tym cel wiceszef wrocławskiej giełdy hurtowej, jeżeli — powiem może mało elegancko — Pan nie jest od produkcji sadowniczej, lecz od handlu.

Stefan Rogulski: Przewrotne pytanie. To jakby zapytać, po co nam chów krów, skoro mleko mamy w supermarkecie. Odpowiem wprost — przecież bez produkcji nie ma handlu i tyle.

AJK: Racja. I co, wobec tego, czyni wrocławski rynek hurtowy?

SR: Mamy całe pakiety przedsięwzięć, między innymi szkoleniowych, promocyjnych, marketingowych, organizacyjnych, aby skutecznie zachęcić, zmobilizować, a nawet nakłonić sadowników i ogrodników do tworzenia takich grup.

AJK: Z jakim skutkiem?

SR: Są wprawdzie pierwsze efekty, jest rosnące dość gwałtownie zainteresowanie, ale to wszystko nas nie zadowala. Podjęliśmy się na początek bezpłatnego szkolenia dotyczącego tworzenia oraz zasad funkcjonowania takich grup. Zdołaliśmy już przeszkolić — bezpłatnie —ponad 1000 rolników. Nikt nas do tego nie obligował, to nasza inicjatywa. Podczas wizyty w okolicach Drezna nasi producenci mogli poznać, jak funkcjonuje taka grupa. Tam tworzy ją 17 sadowników. Mają efekty, zyski i radzą sobie znakomicie. Wspólnie inwestują i rozwijają produkcję. W nowoczesnych chłodniach, zbudowanych ze wspólnych środków, przechowują ponad 19 tys. ton owoców.

AJK: Szkolicie, przekonujecie, prezentujecie możliwości, a na sadowniczej mapie grup jakoś nie widać. Jak Pan sądzi, dlaczego?

SR: Cóż, początki zawsze bywają trudne. Zresztą ideologia i związana z nią praktyka minionych dziesięcioleci zrobiły swoje. Pokutuje u nas, niestety, pogląd, że grupa to jakaś sztywna forma kolektywizacji, że to nawrót do spółdzielni produkcyjnych, do pegeerów.

AJK: Chyba coś w tym jest, skoro pojawiają się takie opinie.

SR: Na szczęście to pojedyncze głosy, całkiem już milknące. Owszem, przyznaję, jest to pewna forma kolektywizacji, ale z zachowaniem pełnej samodzielności, z indywidualnym funkcjonowaniem i rozliczaniem. Takie grupy z powodzeniem funkcjonują od dawna, między innymi, w Niemczech, Holandii, Francji, Włoszech czy Danii. To i nas czeka. W grupie nasi rolnicy i ogrodnicy będą silniejsi w sensie produkcyjnym, nowocześniejsi w sensie technologicznym i bardziej konkurencyjni. To ostatnie nie jest bez znaczenia z chwilą naszego wejścia do Unii Europejskiej. Grupy mogą korzystać z unijnych funduszy, z różnych kredytów, dopłat i jeszcze z innych środków, na przykład na inwestycje. Czy indywidualnego sadownika stać na budowę przestronnej, nowoczesnej chłodni, linii do sortowania bądź przetwarzania? Ważne, że grupa będzie miała zapewniony zbyt swoich owoców i warzyw, zważywszy, iż będzie je produkowała zgodnie z unijnymi normami, wymaganiami oraz standardami.

AJK: Czy Wasze Centrum Hurtu będzie mogło rozdys­ponować duże iloś­ci owoców i warzyw?

SR: Z myślą o grupach utworzyliśmy przy naszym Centrum Hurtu spółkę "Żywność Polska", której jesteśmy jedynym udziałowcem. Dysponujemy magazynami, chłodniami, liniami do pakowania i sortowania, specjalis­tycznym transportem. Sprzedajemy coraz więcej na rynek krajowy i zagraniczny. Zdołaliśmy — mimo dużej konkurencji — wejść na rynki, między innymi, Austrii, Niemiec, Czech, Węgier. Zapewniamy jakość produktów zgodną z unijnymi normami, potwierdzonymi międzynarodowymi certyfikatami ISO i HACCP.

AJK: Niektórzy sceptycy powiadają, że grupy to teraz tylko taka medialna moda

SR: To nie moda, ale pilna konieczność. Nawet sceptycy zrozumieli realne zagrożenie w branży.

AJK: A to jakie?

SR: Bez naszych, mocnych grup sadownicy z innych krajów wypchną polskich producentów całkiem z ryn­ku albo zepchną na jego obrzeża. Nie chcę być posądzony o roztaczanie kasandrycznych wizji, ale tak może być. Co gorsza, już się tak dzieje. Możliwość takiego zagrożenia zrozumieli sadownicy z gminy Krośnice koło Milicza.

AJK: Zrozumieli i co?

SR: Na wzajemnym straszeniu i złorzeczeniu nie poprzestali. Wszak, jak to mówią, tylko narzekać, to dokładać zło do zła. Utworzyli właśnie pierwszą na Dolnym Śląsku sadowniczą grupę producencką 18 producentów jabłek, wiśni, porzeczek, malin, trus­kawek oraz brzos­kwiń. Zaowocowała inicjatywa prezesa grupy Kazimierza Pochodyły, który przez lata przekonywał i zachęcał. Twierdził, że każdy producent z osobna niewiele obecnie znaczy, i nie ma, jak grupa. Mogą przecież wspólnie inwestować, rozwijać produkcję, unowocześniać gospodarstwa. Gmina Krośnice odtąd może być uznawana poniekąd za dolnośląską stolicę sadownictwa. Na takie miano zasługuje, w herbie ma drzewo owocowe — symbol sadowników. Nic dodać, nic ująć. W Kroś­nicach niczym w soczewce skupiły się wszelkie problemy związane z two­rzeniem grup, z naszym sadownictwem. Mówiono o nich podczas spotkania z okazji utworzenia grupy. Mówił o nich także obecny na spotkaniu wicewojewoda wrocławski Stanisław Janik. Pokazywano możliwości i realne szanse grupy oraz bariery i przeszkody, jakie się pojawiają przy jej organizowaniu.

AJK: Jakie więc są te możliwości i te bariery?

SR: Nie sposób tego tematu dokładnie rozwinąć. Można jedynie zasyg­nalizować niektóre elementy. Dolny Śląsk posiada wyjątkowo duży potencjał sadowniczy, ale nie do końca wykorzystany. Produkujemy na miejscu zaledwie 40% tego, co się tu sprzedaje, resztę trzeba sprowadzać z innych regionów Polski. Pytano — dlaczego? Sadownicy produkują owoce i warzywa najwyższej europejskiej jakości, w rejonie Krośnic środowisko nie jest zanieczyszczone, nie ma przemysłu. Same jabłonie zajmują już ponad 200 ha i może być ich zapewne więcej. To samo dotyczy plantacji owoców miękkich. Grupa ma szansę, jak podkreślił wojewoda Janik, by sprzedać swoje produkty od razu, między innymi w Zagłębiu Miedziowym KGHM. Tamtejszy rynek może wchłonąć pokaźne ilości owoców. Także w Obwodzie Kaliningradzkim — choć po drodze jest wielu producentów — jest zapotrzebowanie na owoce i warzywa z Dolnego Śląska, dlaczego więc nie wykorzystać tej oferty? Centrum Hurtu wsparłoby grupy w tych działaniach. Mamy rozpoznanie, mamy kontakty handlowe. Grupa zawsze ma zapewniony zbyt, gdy przywiezie do nas to, co zakontraktujemy, bądź na co zgłosimy zapotrzebowanie.

AJK: Sadownicy narzekają jednak na dotychczasowe rozwiązania w handlu

SR: I trudno się temu dziwić. Nastąpiła gruntowna zmiana systemu gos­podarczego, transformacja, postępuje globalizacja, a w owocowo-warzywnym handlu jest tak samo jak 15–20 lat temu. My zapewniamy, że przy ściślejszym współdziałaniu z naszym Centrum Hurtu oraz ze spółką "Żywność Polska" producenci — zjednoczeni w grupach — ominą wiele problemów, z którymi dotąd sobie nie radzą. Niby dlaczego mają się zajmować promocją, marketingiem czy handlem? Przecież indywidualny producent jest od razu stawiany na gorszej pozycji w negocjacjach z handlowcami — musi sprostać ich wymaganiom, warunkom dostaw, niekiedy dowozić towar partiami, musi akceptować narzucone ceny. Natomiast grupa to całkiem inny partner — partner z mocnymi argumentami. Wyznaję zasadę — niech każdy robi swoje, czyli to, co najlepiej potrafi, producent — produkuje, a handel — handluje. Centrum Hurtu będzie dla grup także partnerem w nawiązaniu kontaktów, w sprzedaży produktów oraz w poszukiwaniu źródeł finansowania. Bo pieniądze są dla grupy ważne. Może ona współuczestniczyć w realizacji hurtowej inwestycji i wówczas możemy otrzymać ze stosownego programu większe środki na przechowalnictwo czy przetwórstwo, by wspólnie zbudować, na przykład, nowoczesną, dużą sortownię bądź centralną chłodnię. Pieniądze można zdobyć, jednak z braku określenia konkretnych przedsięwzięć środki te przepadają. Są sprawy cieszące już sadowników z grupy, są jednak i takie, które nadal niepokoją.

AJK: A kilka konkretnych przykładów?

SR: Sadowników cieszy to, że grupy będą mogły być równorzędnym partnerem dla handlu, dostawców środków ochrony roślin oraz innych kooperantów. Także to, że będą mieć zagwarantowany zbyt i pieniądze za swoje produkty oraz fakt, iż spółka "Żywność Polska" wyręczy ich w wie­lu codziennych problemach, że wresz­cie uniknie się pośredników na drodze producent — odbiorca. Sadownicy, także ci z Krośnic, wiedzą, że w ostatnich latach zlikwidowano lub upadło wiele przetwórni owocowo-warzywnych, na przykład w Prusicach czy Pietrzykowicach. Byłyby kłopoty ze sprzedażą towaru. Działanie w grupie pozwoli ich uniknąć. Martwi natomiast, że nie ma jeszcze przejrzystych i jednoznacznych przepisów dotyczących organizowania grup. Nie wolno zapominać o społecznym argumencie przemawiającym za tworzeniem grup.
W rolniczych gminach, takich jak Krośnice, gdzie większość mieszkańców utrzymuje się z uprawy ziemi, taka grupa to sposób na zmniejszenie bezrobocia na wsi. Powiększenie produkcji, nowe inwestyc­je to nowe miejsca pracy. Kto zatem pierwszy sięgnie po grupowe szanse, może liczyć na lepszy efekt. Reasumując — mimo różnych problemów, grupa to znak czasu. W końcu pomysł stał się przecież faktem i mamy pierwszą grupę sadowniczą.

AJK: Czy wypada się jednak cieszyć, skoro — jak powiadają — jedna jas­kółka wiosny nie czyni?

SR: Zgoda, lecz inna sentencja głosi, że słowa zawsze tylko uczą, a konkretne przykłady — pociągają. Pytam więc, kto następny?

AJK: Dziękuję za rozmowę.