ODSIECZ – NIEPRĘDKO…

    rozmowa z Czesławem Siekierskim, polskim deputowanym do parlamentu UE

    W przerwie konferencji na temat sytuacji polskiego rolnictwa w Unii Europejskiej, która odbyła się 18 kwietnia w warszawskiej SGGW (czyt. też str. 40), poprosiłem o wypowiedź na interesujący wielu naszych Czytelników temat rynku owoców miękkich w UE Czesława Siekierskiego, który jako jeden z pierwszych polskich eurodeputowanych rozpoczął w Brukseli lobbing na rzecz ochrony rynku owoców miękkich.


    — Czy ubiegłoroczny dołek cenowy w skupie owoców miękkich to tylko nasz problem?



    Czesław Siekierski: Podczas negocjowania naszego Traktatu Akcesyjnego nie mogliśmy wprowadzić do niego pewnych zapisów dotyczących owoców miękkich. To była nasza słabość, nasz błąd. Nie mówię niedopatrzenie, bo tej sprawy wtedy nie widzieliśmy. Unia — jeszcze jako „Piętnastka” — była zamknięta, bardzo pilnowała swojego rynku rolnego. Po naszym wejściu do niej widać wyraźne poluzowanie tej ochrony, jakby nie było w UE świadomości, że teraz to już jest rynek dwudziestu pięciu państw, a nie piętnastu, i że po wejściu tej nowej dziesiątki niektóre sektory wspólnego, europejskiego rynku rolnego zupełnie się zmieniły — na przykład rynek owoców miękkich właśnie. Teraz to nie tyle Polska, co UE jest wielkim producentem tego asortymentu.



    — Kto i jak może Unii uświadomić konieczność ochrony tego rynku?


    CS: Naszym zdaniem owoce miękkie są dla unijnego rynku produktem wrażliwym, więc zgodnie z unijnymi regulacjami należy im się ochrona. Te kwestie — towarów wrażliwych, ochrona rynku przed zagrożeniami z zewnątrz — to kompetencje unijnej Rady Ministrów. Wnioski do niej muszą być kierowane ze szczebla rządów państw członkowskich. Polska taki wniosek złożyła — jeszcze latem ubiegłego roku sporządziło go nasze Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Problem nagłaśniali w Brukseli nasi europarlamentarzyści, mocno zajęli się tą sprawą w przedstawicielstwie Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych przy centrali COPA/COGECA. Było kilka ważnych spotkań, uczestniczyli w nich polscy eksperci (m.in. profesor E. Makosz).



    — Skutków nie widać?


    CS: Nie widać jeszcze, ale teraz we władzach UE jest już świadomość, że coś się dzieje na rynku owoców miękkich. Procedury postępowania są jednak w UE ustawione tak, że najpierw sprawdza się, czy sygnał zagrożenia nie jest pomyłką, błędem. Trzeba udowodnić, że import jakiegoś towaru z krajów trzecich nadmiernie zagraża rynkowi wewnętrznemu Unii. Między innymi potrzebne jest, aby określony procent zakładów przetwórczych przedstawił dokumenty potwierdzające swoje straty powodowane przez ten import. Potrzebne jest współdziałanie resortów gospodarki oraz spraw zagranicznych państwa wnioskującego o ochronę towaru wrażliwego. Jeśli problem istnieje, przystępuje się do jego diagnozowania. Potem dopiero podejmuje się decyzję co do konkretnych kroków mających problem rozwiązać. Te procedury są powolne. W kwietniu przebywały w Polsce dwie komis­je ekspertów UE — z Generalnej Dyrekcji ds. Rolnictwa oraz Generalnej Dyrekcji ds. Handlu. Mają one sporządzić raporty o sytuacji na rynku owoców miękkich. Opracowanie, przedłożenie zleceniodawcom, wędrówka dokumentu poprzez szczeble hierarchii urzędniczej trwa w Brukseli nie 2 tygodnie i nie 2 miesiące. Zakończenia prac nad tym raportem można się spodziewać w jesieni 2006 roku. Tak więc konkretnej pomocy — na przykład postulowanych przez nas dopłat — można oczekiwać nie prędzej niż w 2007 r. I to nie pieniądze są tu największym problemem. Na wsparcie produkcji owoców miękkich potrzebne byłoby 40–50 mln euro — taka suma w budżecie UE nie jest specjalnie trudna do znalezienia. Trzymają nas procedury — teraz trzeba ciągle kierować pytania, pisma — do Komisji Rolnictwa, do komisarza ds. rolnictwa — raz na miesiąc. Innej drogi nie ma.



    — Jak ważny dla interesów UE jest ten bardzo istotny dla nas rynek?


    CS: UE chce liberalizować swój handel z krajami biedniejszymi — nawet nie dlatego, że takie są wymagania WTO. Europa chce wejść na te rynki ze swoimi produktami wysokich technologii i usług — zwłaszcza finansowych, a kraje rozwijające się mogą oferować w międzynarodowej wymianie głównie produkty rolne — nisko przetworzone, tanie. Stąd zagrożenie dla naszego rolnictwa. Osobna sprawa to Chiny — gigant, który z powodu poziomu płac czy nieprzestrzegania praw pracowniczych jest jeszcze bardziej konkurencyjny niż Trzeci Świat. Przed kilkoma zaledwie laty cieszyliśmy się, że udało nam się wyeksportować do Chin jakąś partię sadzonek truskawek  — trochę wysłaliśmy sami, trochę za pośrednictwem Niemców. Teraz Chiny to ogromny producent owoców i ceny, po jakich sprzedają mrożone truskawki, są dla nas zabójcze.



    — Co muszą zrobić nasi producenci owoców miękkich?


    CS: Naszym producentom szkodzi brak stabilizacji produkcji. Zawsze po dobrym dla jakiejś uprawy roku jej produkcja zaczyna się żywiołowo rozwijać załamując w następnych latach rynek. Ponadto rynek ogrodniczy jest zupełnie niezorganizowany. Jego uczestnikami są przede wszystkim drobni gospodarze, których nie udaje się połączyć w jakikolwiek określony system. Każda pomoc Unii jest rozprowadzana poprzez grupy producenckie, więc potrzebne są nam takie rozwiązania, jak przy produkcji pomidorów polowych dla przetwórstwa. Więksi producenci z innych gałęzi rolnictwa myślą i pracują już zupełnie ina­czej — na przykład mleczarze: z ponad miliona w branży zostało dzisiaj około 300 tysięcy dużych producentów dostarczających wyłącznie mleka europejskiej klasy ekstra



    — Dziękuję za rozmowę.


    rozmawiał: Piotr Grel

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułMNIEJ ZNANE W POLSCE DESEROWE ODMIANY LESZCZYNY
    Następny artykułO POLSKICH SOKACH

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.