• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 08/2005

O ANTURIUM W KALISKIEM (CZ. I)

Po trzech latach przerwy Klub Producentów Anturium wrócił do dobrej tradycji wyjazdowych spotkań w poszczególnych rejonach kraju i odwiedzania działających tam gospodarstw członków tej organizacji. Tegorocznym celem szkoleniowej wycieczki były okolice Kalisza, które słyną przede wszystkim z produkcji pomidorów szklarniowych. Jak się okazuje, region ten może być także kojarzony z uprawami anturium. Znaleźć je można, na przykład, u Ilony i Pawła Orłowskich w Mącznikach, gdzie 27 maja rozpoczęła się wspomniana, dwudniowa wycieczka KPA. Spotkanie w tym gospodarstwie służyło nie tylko "podglądaniu" tamtejszej produkcji (fot. 1), ale i dyskusji będącej kontynuacją marcowej konferencji klubu w Skierniewicach (czyt. HO 6/2005).


Fot. 1. Członkowie Klubu Producentów Anturium z wizytą w gos­podarstwie w Mącznikach (zwiedzanie plantacji anturium wymaga przestrzegania zaleceń fitosanitarnych — m.in. jednorazowych "szpitalnych" ubrań)

Sprawy wspólne

Prezes klubu Andrzej Kowalski po raz drugi zwrócił uwagę na pilną konieczność zadbania o handel rodzimym anturium i kwiatami ciętymi w ogóle. Motywował to rosnącą aktywnością na naszym rynku zagranicznych hurtowni (sprzedających, także "obwoźnie", głównie holenderski towar) oraz spadającą jakością (i cenami) kwiatów anturium na rynku zachodnioeuropejskim, co może wpływać na pogarszanie wizerunku tych kwiatów u polskich klientów kwiaciarń. Po raz kolejny pojawiła się teza o potrzebie łączenia się krajowych producentów kwiatów w grupy.

W dyskusji nad tą analizą i sugestiami, by zagraniczne hurtownie pokonać ich własną bronią — proponując kwiaciarniom podobny serwis, czyli zaopatrzenie w systemie "od drzwi do drzwi" — padały argumenty, że byłoby to cofnięcie się do polskich praktyk sprzed 20 lat. Inne głosy wskazywały jednak na nadrzędność zorganizowania się producentów w grupy wobec realizowanej przez nich formy sprzedaży, gdyż chodzi przede wszystkim o konkurencyjną, bogatą pod względem asortymentu ofertę świeżych kwiatów. Za sensem łączenia się przemawiały też przykłady związane z marnowaniem polskich szans eksportowych, które zwykle dotyczą większych partii jednolitego towaru (np. 300 kartonów z anturium tygodniowo do Austrii). Warto by więc wykorzystywać takie okazje, zwłaszcza w sytuacji zwiększającej się krajowej produkcji anturium i zastoju na polskim rynku (coraz rzadziej kupowane są tu najdroższe kwiaty pierwszego wyboru i pierwszej świeżości, a częściej "dwójki" i "trójki"). Podkreślano poza tym, że wprawdzie średnia holenderska jest zaniżana przez producentów oferujących tani, masowy towar marnej jakości, ale w Kraju Tulipanów wciąż nietrudno znaleźć wzorowe gospodarstwa z uprawami anturium i uczyć się na ich przykładzie.

Dobre wzory

Z przykładów zagranicznych i krajowych korzystają Ilona i Paweł Orłowscy (fot. 2). Swoje gospodarstwo prowadzą od 14 lat, a anturium produkują od 2003 roku, obecnie na powierzchni 3000 m2. Jak mówi pan Paweł, przed podjęciem decyzji o wyborze systemu uprawy tych roślin odwiedził wielu ogrodników w Holandii i oglądał tamtejsze rozwiązania. Ostatecznie w Mącznikach posadzono anturium do 7-litrowych plastikowych pojemników, które wsparte są na metalowej, ocynkowanej kracie (fot. 3). Na dnie donic ułożono kawałki siatki "budowlanej" z włókna szklanego, która stanowi drenaż. Jako podłoża użyto perlitu. Według obserwacji P. Orłowskiego, holenderscy ogrodnicy, którzy zakładają nowe plantacje anturium (wymieniają nasadzenia), ostatnio najczęściej korzystają właśnie z tego podłoża. Przed użyciem moczy się suchy perlit w wodzie i — przy okazji — oddziela jego najdrobniejsze frakcje, które pogarszałyby warunki powietrzne podłoża w pojemniku. Zakłada się, że rośliny uprawiane w opisanym systemie będą eksploatowane przez 8 lat.


Fot. 2. Właściciele gospodarstwa Paweł i Ilona Orłowscy (pierwsi z lewej) ze swoimi pracownikami


Fot. 3. Anturium w 7-litrowych pojemnikach wypełnionych perlitem i zawieszonych na konstrukcji z metalowych prętów

Warunkami uprawy w szklarni, a także nawożeniem i nawadnianiem (kroplowym) "zarządza" komputer klimatyczny. W obiekcie pracują charakterystyczne dla cieplarni z anturium wentylatory-nawilżacze, które doprowadzają wilgotność względną powietrza do 60%, a także zraszacze osadzone około 30 cm nad doniczkami. Woda dostarczana do tych urządzeń pochodzi ze zbiornika deszczówki, a do fertygacji — z wodociągu. EC wody wodociągowej wynosi 0,5 mS/cm, przy czym EC pożywki dla anturium pan Paweł ustala na minimum
1,8 mS/cm. Twierdzi, że taki, wyższy niż zalecany dla tej rośliny, poziom przynosi dobre efekty, między innymi w postaci lepiej wybarwionych pochew kwiatostanowych. Używa nawo­zów pojedynczych, przy czym opracowując szcze­góło­wo zawartość poszcze­gólnych składników po­karmowych w pożyw­ce korzysta z arkuszy kalkulacyjnych (prog­ram komputerowy w Exce­lu dostarczyła, wraz z nawozami, firma Yara), które bardzo sobie chwali.

W gospodarstwie zwra­ca się dużą uwagę na przestrzeganie higieny, co zresztą powinno być rutyną na plantacjach anturium — rośliny wrażliwej na porażenie przez bakterię z rodzaju Xanthomonas. Do dezynfekowania noży służących do ścinania kwiatów używa się specjalnych — kupionych w Holandii — pojemników, mocowanych do paska (fot. 4) i wypełnianych substancją bakteriobójczą. Do ochrony roślin służy, między innymi, opryskiwacz taczkowy "Heros" (fot. 5) produkcji Kujawskiej Fabryki Maszyn Rolniczych "Krukowiak", do którego dokupiono holenderską lancę 3-dyszową z końcówkami wibrującymi, poprawiającą skuteczność zabiegów.


Fot. 4. Paweł Orłowski prezentuje zawierający roztwór środka dezynfekującego pojemnik na noże, którymi pracownicy ścinają kwiaty lub liście anturium


Fot. 5. Opryskiwacz polskiej produkcji, którego używa się w tym gospodarstwie

Podobnie jak w większości polskich gospodarstw z anturium, także w Mącznikach oferta odmian jest bogata. Na wystawce (fot. 6), którą właściciele przygotowali z okazji odwiedzin kolegów z różnych stron Polski, zaprezentowano kilkanaście odmian. Były to: 'Tropical', 'Casino', 'Baron', 'Marshall', 'Monet', 'Midori', 'Cheers', 'Laguna', 'Carnaval', 'Choco', 'Terra', 'Fire', 'Twingo', 'Senator', 'Sirion', 'Acropolis', 'Cantare', 'President'. Uwagę zwróciło, po pierwsze, pakowanie kwiatów do firmowych pudeł kartonowych z logo producenta, a po drugie — dodawanie do niektórych partii towaru liści anturium, które też sprzedawane są właścicielom kwiaciarń, ale zwykle osobno. Kwiaty z gospodarstwa I. P. Orłowskich trafiają na rynki hurtowe w Poznaniu, Wrocławiu i Rzeszowie. Z Rzeszowa pewne ilości towaru docierają następnie do Czech, na Słowację i Ukrainę, choć handel z tym ostatnim krajem skurczył się — między innymi z powodu mocnej złotówki.


Fot. 6. Właściciele pakują kwiaty anturium w firmowe pudła kartonowe,
dokładając do niektórych liście tej rośliny

Dobre tradycje

Wspomnianymi krajowymi wzorcami, wykorzystywanymi przez I. P. Orłowskich są przede wszystkim te dostarczane przez rodziców pana Pawła — Elżbietę i Adama Orłowskich (fot. 7), których gospodarstwo w Kościuszkowie również odwiedzili członkowie Klubu Producentów Anturium podczas majowej wycieczki. I tak, czerpiąc z doświadczeń ojca pan Paweł postawił w 2002 roku nowe szklarnie produkcji rosyjskiej firmy Agrisowgaz — typ Venlo, ale o mocniejszej konstrukcji niż analogiczne ciep­larnie holenderskie, bo dostosowanej do większych obciążeń śniegowych (140 kG/m2) i silniejszych wiatrów. Jak podaje P. Orłowski, dzięki takiemu wyborowi, obniżył koszty o 30–35% i mógł zakupić nową szklarnię zamiast używanej, ponadto solidniejszą od standardowej (także opryskiwacz "Heros" zamówił idąc w ślady ojca).
W Mącznikach ma stanąć kolejny blok takich szklarni, by powierzchnia upraw anturium zwiększyła się do 7500 m2.


Fot. 7. Elżbieta i Adam Orłowscy na swojej plantacji róż w Kościuszkowie

Elżbieta i Adam Orłowscy także rozbudowują swoje gospodarstwo (produkują przede wszystkim róże) — w maju kończony był nowy obiekt typu Venlo (fot. 8), który wraz z postawionymi w 2000 r. szklarniami zajmuje 1,2 ha. Przeznaczono go w całości pod róże uprawiane przez cały rok z doświetlaniem. Pozostałe obiekty, pochodzące z lat 70. XX w., mają powierzchnię 0,5 ha i służą do produkcji róż z okresem spoczynku, a także do pędzenia tulipanów, narcyzów i hiacyntów zimą.


Fot. 8. W maju kończono stawianie nowych szklarni typu Venlo rosyjskiej produkcji,
w których posadzone zostaną róże

Duże zużycie energii elektrycznej — podczas doświet­lania asymilacyjnego, które zimą trwa do 16 godzin na dobę, osiąga się natężenie oświetlenia 8,5 tysiąca luksów — spowodowało, że A. Orłowski zdecydował się ostatnio na zbudowanie własnej stacji transformatorowej (fot. 9). Inwestycja, choć poważna (droga była zwłaszcza rozdzielnia), szybko się amortyzuje. Obecnie nakłady na prąd są niewielkie, przy czym koszty konserwacji transformatora pan Adam wycenia na 600 zł rocznie. Właściciel rozważa także zmianę paliwa, którego używa do ogrzewania szklarni — z węgla na gaz (mazut, jego zdaniem, opłacał się tylko do końca lat 90.). Zniechęcające są jednak wysokie ceny gazu, a przede wszystkim nieprzewidywalność przyszłych stawek opłat za to paliwo, jakie obowiązywać będą ogrodników. Tym bardziej, że trudno przewidzieć ceny kwiatów róż za rok, dwa, trzy Bieżącym utrapieniem naszych ogrodników jest konieczność uprawy wielu odmian róż, co E. A. Orłowscy określają jako "polski absurd". Sami mają ich około 30. Ze względu na niskie ceny i konkurencję ze strony towaru z importu (produkcji afrykańskiej), nie widzą przy tym sensu sadzenia odmian drobnokwiatowych, choć są najplenniejsze. Kłopot stanowią także nieudane kreacje, które hodowcy wprowadzają na polski rynek zbyt pochopnie. Tymczasem — jak oblicza pan Adam, notabene prezes Stowarzyszenia Producentów Kwiatów Róż — opłaty licencyjne za rośliny potrzebne do obsadzenia 1 ha (80 000 roślin) wynoszą około 100 000 zł. Kwotę tę powinna pokryć sprzedaż 100 000 kwiatów róż wielkokwiatowych o długości pędu 55–60 cm, ale zanim zacznie się je zbierać z nowej plantacji, upływa 8 miesięcy. Żywotność jednego nasadzenia E. A. Orłowscy określają na najwyżej 4 lata.


Fot. 9. Jedną ze zrealizowanych ostatnio inwestycji było wybudowanie własnej stacji transformatorowej

Warto dodać, że pani Elżbieta jest córką Wiktora Tyca, sławnego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w. producenta roślin ozdobnych, po którym odziedziczyła część gospodarstwa. Nic dziwnego, że mając takich poprzedników Paweł Orłowski umiejętnie obraca się w ogrodniczym świecie i korzysta z dobrych doświadczeń rodziny i kolegów z branży. Ale też chętnie dzieli się wiedzą i informacjami z innymi ogrodnikami, czego dowiódł choćby podczas majowego spotkania członków Klubu Producentów Anturium w Kaliskiem.