• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 12/2005

BY PRZETRWAĆ - TRZEBA WIELE ZMIENIĆ

W czasie konferencji "Rynek Owoców", która miała miejsce w Skierniewicach 27 października, prof. dr hab. Eberhard Makosz (fot.) zwracał przede wszystkim uwagę na to, by zwiększać nie tyle wielkość produkcji owoców w Polsce, ile przede wszystkim poprawić ich jakość. Zwiększanie produkcji może dotyczyć deserowych truskawek, malin, czereśni oraz jabłek — tylko takie owoce można będzie sprzedawać po opłacalnych cenach. Coraz ważniejsze jest też posiadanie pewnego rynku zbytu, a ten coraz częściej jest osiągalny tylko dla dużych grup sadowniczych, które potrafią zapewnić stałe, jednorodne dostawy wysokiej jakości owoców. Korzystając z okazji poprosiliśmy Profesora o odpowiedź na kilka aktualnych pytań.

— Jak powinien być zorganizowany zbyt owoców miękkich?

Eberhard Makosz: Jego podstawą powinna być umowa kontraktacyjna (jej wzór opracowaliśmy wspólnie z MRiRW), oparta na lojalności i partnerstwie. Obie strony są zobowiązane do wywiązywania się z umowy. Plantatorzy i przetwórcy muszą się kontaktować, dyskutować, po prostu współpracować na partnerskich zasadach. Jeśli obecny stan stosunków wzajemnych nie poprawi się, w branży będzie znacznie, znacznie gorzej.

— Czy w umowach powinny być zawarte ceny minimalne?

EM: Ceny to właśnie najsłabszy punkt umowy kontraktacyjnej. Prawdopodobnie będą one ustalane na podstawie cen dnia. Zakłady przetwórcze nie chcą się zgadzać na ustalanie cen minimalnych z wyprzedzeniem półrocznym. Wcale się im nie dziwię, bo i sytuacja w każdym roku jest inna niż w poprzednich. Więc ceny dnia mogą być dobrym rozwiązaniem.

— Czy sezon 2005 był opłacalny dla producentów owoców miękkich?

EM: Opłacalne były na pewno wiśnie. Truskawki — tylko deserowe, przemysłowe już absolutnie nie. Podobnie z malinami — opłacalne były tylko deserowe. Agrest miał bardzo niskie ceny — był nieopłacalny. Aby go dobrze sprzedać, trzeba było mieć go dużo oraz zapewnionych stałych i pewnych odbiorców. Na rynku owoców miękkich podaż była w tym roku większa niż popyt.

— Czy warto zatem inwestować u nas w produkcję owoców miękkich?

EM: Tak, jeśli się będzie miało pewnego odbiorcę. Inaczej trzeba bardzo uważać, bo będą wahania koniunktury i wtedy byle zmiana pogody odbijająca się na zbiorach i już jest problem z ceną.

— Czy w Polsce może dojść do upadku przemysłu przetwórczego owoców, spowodowanego importem gotowych produktów i półproduktów z Chin?

EM: Kończy się era monopoli zakładów przemysłowych — czasy, kiedy przetwórstwo rządziło u nas jak chciało. Niektóre małe zakłady mogą mieć poważne problemy, bowiem kłopoty wywołane globalizacją mają nie tylko producenci owoców, zakłady przetwórcze też — gdy nie mają surowca lub jest on dla nich za drogi.

— Co Pan Profesor myśli o malinach, które miały spowodować zatrucia, a nawet wypadki śmiertelne w Danii?

EM: Musimy poczekać na wyniki badań. Według mnie, to nie tylko sprawa wirusa, to jest większe zagranie gospodarcze. Teraz już Litwini zablokowali import polskich malin. Wprawdzie nie są oni dużym ich odbiorcą, ale powiedzieli "nie" i problem polega na tym, że inni też to tak mogą zrobić.

— Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał: Mariusz Podymniak