LIDER

    Dariusz Pakuła (fot.) ma za sobą 42 lata życia i studia na AGH. Mieszka w Zwoleniu. Miasteczko szczyci się bliskością Czarnolasu i kościołem, w którym spoczywają doczesne szczątki Jana Kochanowskiego. Bardziej współczesny i prozaiczny wyróżnik tego rejonu to uprawa truskawek.










    Dariusz Pakuła (fot.) ma za sobą 42 lata życia i studia na AGH. Mieszka w Zwoleniu. Miasteczko szczyci się bliskością Czarnolasu i kościołem, w którym spoczywają doczesne szczątki Jana Kochanowskiego. Bardziej współczesny i prozaiczny wyróżnik tego rejonu to uprawa truskawek. Są rodziny, w których truskawkowe tradycje sięgają kilku pokoleń. Nie inaczej było u Pakułów — miał je dziadek i ojciec (uczył biologii w miejscowym technikum rolniczym).
    Dariusz chciał się wyłamać, chociaż drobne wydatki w czasie studiów też realizował ze sprzedaży truskawek. W 1982 roku, po uzyskaniu dyplomu i podjęciu pracy, zorientował się jednak, że bez truskawek budowa domu pozostanie w sferze marzeń. Został więc przy nich — wybudował nie tylko dom, ale i chłodnię, dorobił się dwóch ciężarówek. Ale chciałby, żeby dzieci w przyszłości znalazły lżejszy sposób na życie. Nauczycielskie tradycje w rodzinie kontynuuje żona — uczy biologii w liceum. „Odpoczywa” od tej pracy, pomagając mężowi w organizacji truskawkowych żniw.
    Z dwudziestu hektarów ziemi, które obecnie posiadają Pakułowie, tylko hektar ma III klasę, reszta to „czwórka” i „piątka”. Truskawek jest zwykle około 10 hektarów. Z upraw ogrodniczych mają jeszcze hektar Lutówki i — każdego roku — l–2 ha ogórków. Reszta to uprawy rolne, które też służą podstawowemu kierunkowi produkcji. Cykl jest zwykle taki: pszenica, obornik, gorczyca, jeszcze raz obornik i już może na to pole wejść truskawka. Pozostaje tam, zależnie od koniunktury, przez 2–4 lat i na to samo stanowisko powraca po następnych 3 latach przerwy. Jeżeli pole jest dzierżawione (czyli zwykle zaniedbane), postępuje się nieco inaczej. Najpierw wysiewa się gorczycę w poplonie na przyoranie, potem zaoruje się obornik. W następnym roku siana jest gorczyca na nasiona i znowu rozrzucany obornik. Dopiero w kolejnym można sadzić truskawki. Mój rozmówca nie używa pod truskawki innych nawozów, jak tylko pomiotu kurzego z chowu bezściółkowego. Jednorazowa jego dawka wynosi 20 t/ha.
    Gospodarstwo specjalizuje się w uprawie gruntowej truskawek w tradycyjnym terminie, ma także 0,5 ha kwalifikowanego matecznika. Chłodnia służy obecnie do przechowywania sadzonek i schładzania owoców przed sprzedażą detaliczną. Upraw sterowanych nie ma, bo nie ma nawadniania, które — oprócz sadzonek frigo — jest drugim warunkiem powodzenia takiej uprawy. Dariusz Pakuła próbował natomiast przyspieszać owocowanie za pomocą czarnej agrotkaniny i włókniny. Po ich rozłożeniu jeszcze jesienią, zbiory są o dwa tygodnie wcześniejsze niż na roślinach kontrolnych. Plony z takich upraw określa jako „nieporównywalne” ze zwykłymi, gruntowymi. Jest to technologia kłopotliwa. Wszystkie odrosty trzeba usuwać ręcznie, a włókninę należy zdjąć przynajmniej raz, żeby wykonać zabieg przeciwko szarej pleśni. Koszty włókniny i agrotkaniny to 15 000 zł/ha. Mimo wszystko, ta technologia ma przyszłość na dużych plantacjach, bo czarna folia dobrze wstrzymuje wzrost chwastów, a może przetrwać do 10 sezonów.
    Miarodajne opinie o odmianach D. Pakuła czerpie od producentów owoców, a nie od szkółkarzy (u tych ostatnich rośliny rzadziej zimują w gruncie). Obecnie pan Dariusz ma: 2 ha 'Honeoye’, po 0,5 ha 'Korony’ i 'Elsanty’, 2,5 ha 'Marmolady’ (ale tej będzie mniej), 2 ha 'Redgauntlet’ (na zbiór letni). Reszta to 'Senga Sengana’. Sądzi, że przyszłość mają odmiany o luźnym pokroju, jak na przykład 'Honeoye’ — przeciwko szarej pleśni wystarczy opryskać ją dwa razy, gdy 'Kamę’ lub 'Sengę’ trzeba trzykrotnie. Decydując się na większe areały 'Elsanty’ czy 'Vicody’ trzeba się liczyć z koniecznością przykrycia ich na zimę włókniną albo słomą. Mrozy mogą bardzo obniżyć plony, a nawet zniszczyć rośliny. Szczególnym sentymentem darzy odmianę 'Redgauntlet’. Owoce są rzeczywiście mierne w smaku, ale dla producenta mają bardzo istotną zaletę — są jędrne. Osiem lat temu, w czasie największego cenowego „dołka”, dzięki tej odmianie przetrwał. Wszystkie owoce z posiadanych wtedy 4 hektarów wywiózł na Śląsk, uzyskując 100% „przebicie” cenowe. Truskawki tej odmiany wytrzymały 250 km jazdy ciężarówką. W tymże samym „dołku” mógł więc posadzić 8 hektarów. Owocowanie trafiło akurat na następną koniunkturę…
    W gospodarstwie Dariusza Pakuły produkuje się owoce deserowe (do 30%) i przemysłowe. Plony odmian wczesnych osiągają 5–6 t/ha, a późnych — 10 t/ha. Przeciętne ceny wczesnych owoców deserowych są 2–4 razy wyższe niż przemysłowych. Sadzenie odbywa się wczesną wiosną – tak, aby skończyć do Wielkanocy. Czterorzędowa sadzarka chwytakowa pozwala zasadzić w rozstawie 80 x 35 cm truskawki na połowie hektara dziennie. Rośliny sadzone są głęboko i dzięki temu można szybciej i w większej dawce, niż przy sadzeniu ręcznym, rozlać herbicydy. Potem robi się to jeszcze raz w sezonie — po około 30 dniach. Na starszych plantacjach herbicydy stosuje się tuż po zbiorach i późną jesienią. Dzięki temu zabieg wiosenny można nieco opóźnić. Gospodarz uważa, że zawsze lepiej używać równocześnie dwóch lub więcej herbicydów, nie bać się preparatów drogich, ale dobrych — oszczędności są pozorne, bo jeśli się dopuści do rozwoju populacji na przykład bratka polnego czy przymiotna kanadyjskiego, to i tak trzeba będzie użyć tych środków.
    Do zwalczania chwastów wykorzystuje też wielorak, który fabrycznie miał 4 sekcje. Trzeba było dodać piątą, aby jednakowo długie odcinki ramy wystawały z obu stron poza obrys ciągnika. Wtedy rama pozostaje w prostopadłym położeniu w stosunku do kierunku jazdy. Wielorak musi pracować płytko — nie głębiej niż na 2–5 cm. Zapas nasion chwastów szybko się wtedy wyczerpie, a zalegających głębiej nie sprowokuje się do kiełkowania. Standardowe zabiegi to około 1 maja zwalczanie kwieciaka, a w 7–14 dni później pierwsze opryskiwanie przeciwko szarej pleśni. Plantacje, szczególnie wczesnych odmian, wykłada się słomą — w międzyrzędziach, pod koniec kwitnienia roślin. Używa się własnej, prasowanej, bo tylko taka gwarantuje, że nie zawiera chwastów (musi pochodzić z chronionego przed nimi i wysoko koszonego, jarego zboża). Słomę rozkłada się widłami. Cztery osoby wykładają dziennie pół hektara. Słomę zebraną z hektara zboża zużywa się na hektar truskawek.
    Zbiory trwają zwykle 3 tygodnie. Przeprowadza je kilkadziesiąt osób. Z naborem pracowników nie ma trudności. Minimum 50% stanowią miejscowi, którzy wykonują tę pracę co roku. W rejonie Zwolenia płacono w 1999 roku nie mniej niż 3,5 zł/godzinę. W tym czasie można zebrać i odszypułkować 4 łubianki 'Sengi Sengany’ lub do 7 łubianek innych odmian — bez szypułkowania.
    Około 20% truskawek deserowych sprzedaje się na miejscu, w gospodarstwie. Są one pakowane do przezroczystych pojemników (takich, jak hiszpańskie truskawki) albo do małych łubianek. Oba rodzaje opakowań zaopatrzone są w etykietę z logo i zawierają 0,5 kg owoców. Większość wywożona jest na radomski zieleniak. Pan Dariusz ma tu już stałe miejsce i stałych odbiorców. Ciekawe, że te same truskawki o wiele lepiej się sprzedają zapakowane w małe łubianki. Bierze się to stąd, że konsument utożsamia „plastiki” z owocami hiszpańskimi, a łubianki z polskimi. Czy trzeba lepszej reklamy dla „polskiego smaku”?
    Mój rozmówca uważa, że aby żyć z truskawek, trzeba ich uprawiać nie mniej niż pięć hektarów — i to na dobrym poziomie. Rok 1997 był dla plantatorów tej rośliny dobry, a 1998 r. — bardzo dobry. 1999 r. też był jeszcze niezły, bo plantacje posadzone jesienią 1998 roku jeszcze nie owocowały. Kolejny truskawkowy „dołek” pan Dariusz prognozuje na lata 2000–2001. Żeby go przetrwać, trzeba sadzić wczesne odmiany i to już. W 2001 roku można znowu posadzić więcej 'Sengi Sengany’. Sądząc z zakupów sadzonek dokonywanych przez odbiorców mołdawskich i ukraińskich można się spodziewać zagrożenia naszego rynku ze strony tych krajów już w najbliższych latach.
    Pan Dariusz bacznie przygląda się malinie 'Polana’. Choroby i szkodniki te same, co u truskawek — może „w to wejdzie”. Recepta na sukces jest, jego zdaniem, prosta. Sadzić truskawki, kiedy wszyscy orzą, i zaorać, gdy wszyscy sadzą. Nie widzi natomiast szans na powstanie w Zwoleniu grupy producenckiej, bo w okolicy są tylko drobni plantatorzy truskawek. A zresztą — dwa lata były dobre, więc dalej „każdy sobie rzepkę skrobie”.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułNOWE WYDANIE „NAAMLIJST”
    Następny artykułŚWIATOWY RYNEK JABŁEK

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.