• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 07/2001

BOGACZ CZY BIEDAK?

Niedawno usłyszałem od sadownika definicję jego zawodu, która uderzyła mnie trafnością oraz aktualnością, a równocześnie skłoniła do refleksji. Otóż, sadownik to "bogaty biedak".
Mimo pozornej karkołomności tego sformułowania, jest w nim wiele prawdy o tej profesji. Jeśli bowiem udało się producentowi wytrzymać nerwowo nawet do okresu po Wielkiej Nocy i korzystnie sprzedać owoce, to zaraz okazało się, że w gospodarstwie są wydatki, które się przez parę lat odkładało, bo nie było pieniędzy. Za rok znajdzie się następny problem i tak bez końca. Zamiast więc korzystać z życia, korzysta się z możliwości doskonalenia warsztatu, a na to pierwsze pozostaje mniej czasu i pieniędzy niżby się chciało. Na pewno więc sadownictwo nie jest zajęciem, o którym można powiedzieć "ja tu tylko pracuję".
Dodatkowo każdy sadownik, który ma finansowe możliwości rozwijania swojego gospodarstwa, powinien się uważać za szczęśliwca, bo na drodze od kwitnienia do zbioru nie brakuje pułapek. Jeżeli wpadnie się w którąś z nich, "bogacz" może łatwo stać się biedakiem. Niepewność jutra to tak integralna cecha i część tego zawodu, jak ochrona czy formowanie drzew.
Miałem nadzieję, że w tym sezonie temat przymrozków nie będzie istniał, bo nas wreszcie ominą. I niemal tak się stało, gdyż darowali nam zimni ogrodnicy, ale za to w tydzień później były noce, podczas których jednak przymrozki wystąpiły (czyt. HO 6/2001). W tym roku okazało się, że metoda ochrony drzew przed przymrozkami przy pomocy piany strażackiej nie jest jeszcze należycie dopracowana i jej sukces zależy od wybranego preparatu. Próbowano zresztą także i innych sposobów. Palono, na przykład, wilgotne trociny ciągnięte po sadzie w blaszanych pojemnikach czy dwukółkach za ciągnikiem. Taki materiał dymi obficie i dość długo, a wielu sadowników przypisuje mu ocalenie kwater. Czasami używano też metod, które trudno zaliczyć do ekologicznych — w okolicach Legionowa i Serocka zabrakło opon, które spalano w sadach.

Wszystko przed nami?
Walka z parchem rozpoczęła się w Wielkim Tygodniu i do początku czerwca wykonano na Mazowszu przeciętnie 6 zabiegów. Na ogół uważa się, że jeżeli w ochronie przed tą chorobą dołoży się starań, aby skrupulatnie zlikwidować infekcje pierwotne, to potem jest już znacznie łatwiej. Najtrudniejszy jest zwykle okres przed kwitnieniem. Zachodzi jednak obawa, że ten schemat nie sprawdzi się w bieżącym sezonie. Szacuje się bowiem, że do początku czerwca w centralnej Polsce zarodniki workowe opuściły dopiero 20% otoczni. Dodatkowy zaś kłopot polega na tym, że po kwitnieniu zaczęły padać deszcze i zrobiło się zimno. Chcę przypomnieć, że dysponujemy już środkami przeznaczonymi do użycia w takich sytuacjach.Wiadomo bowiem, że na skuteczne działanie preparatów IBE można liczyć dopiero w temperaturze 12°C.
Wielu sadowników sygnalizuje, że w tym roku, jeszcze podczas kwitnienia (co ograniczało możliwości skutecznego przeciwdziałania) rozpoczęły się kłopoty z mszycą jabłoniowo-babkową (czyli tą najgroźniejszą). Są też problemy z mączniakiem — i to nie tylko na Cortlandzie i Idaredzie (w czym nie ma nic dziwnego), ale również na Lobo. W tym roku warunki pogodowe sprzyjały dobremu zapyleniu oraz zapłodnieniu, a potem intensywnemu wzrostowi zawiązków. Poza nielicznymi przymrozkami nie wystąpiły dotychczas sytuacje stresowe. Pozwala to przypuszczać, że pobieranie wapnia przez rosnące owoce będzie lepsze niż, w fatalnym pod tym względem, ubiegłym sezonie.

Szkody i kłopoty w szkółkach
Z punktu widzenia szkółkarza o zakończonym sezonie najlepiej byłoby jak najszybciej zapomnieć. Ale taka "amnezja" nie oznacza bynajmniej końca problemów. Zmieniły się tylko ich przyczyny. W wielu rejonach, a szczególnie na Podlasiu i Lubelszczyźnie pojawiły się przypadki wymarznięcia drzewek Šampiona na M.9. Dotyczy to również innych odmian — oczek założonych w ubiegłym roku, a także młodych drzewek posadzonych do sadów. Informacje takie docierają także z Mazowsza. Jak się wydaje, chodzi nie tylko o ewidentne przemarznięcia czy nadmarznięcie w zimie, ale również o szkody przymrozkowe na przedwiośniu. Jest to nowy element, który trzeba brać pod uwagę, prognozując sytuację na rynku drzewek jesienią. Warto pamiętać i o tym, że bardzo niskie ceny materiału w minionym sezonie mogły spowodować zmniejszenie produkcji drzewek poza kwalifikacją. W przypadku niektórych odmian może to oznaczać deficyt materiału i perspektywę wzrostu cen. Ale to oczywiście tylko niektóre przesłanki i z wyciąganiem wniosków trzeba jeszcze poczekać.

Więcej truskawek deserowych
Sezon truskawkowy rozpoczął się w tym roku na Mazowszu wcześnie. Krajowe owoce w łubiankach widziałem w sprzedaży po raz pierwszy 22 maja, w handlu detalicznym kosztowały wtedy 18 zł/kg. W kolejnych dniach ceny na straganach i bazarach w Warszawie kształtowały się następująco: 23.05. — 16 zł, 26.05. — 10 zł, 28.05. — 7 zł, 29.05. — 12 zł. Na początku czerwca notowania spadły znowu do 10 zł/kg, oczywiście owoców dobrej jakości, bo drobiazg można było kupić już za 4–5 zł/kg.
Truskawki są więc w handlu detalicznym znacznie droższe niż przed rokiem, przez co mają kłopotliwych konkurentów. Około 20 maja na warszawskim rynku licznie pojawiły się już bowiem greckie nektaryny, brzoskwinie i morele — w większości zapakowane w plastikowe koszyczki zabezpieczone siatką, zawierające kilogram owoców. Za nektaryny i brzoskwinie żądano od 5 zł/kg. Nieco droższe, ale i tak przeważnie tańsze od truskawek, były morele (6–10 zł/kg).

DYNAMIKA HURTOWYCH CEN JABŁEK NA RYNKU WARSZAWSKIM W SEZONIE 1999/2000 i 2000/2001


To dopiero początek sprzedaży truskawek, ale już teraz można się pokusić o kilka spostrzeżeń. Ciągle na rynku owoców deserowych króluje łubianka. Estetyczne opakowania jednostkowe nie zyskują popularności. Jakość owoców jest w większości dobra, a truskawki są prawie na każdym straganie. Ich podaż na początku sezonu była znacznie większa niż przed rokiem, czego w całości nie można chyba przypisać korzystniejszym warunkom pogodowym. Producenci po prostu wiedzą, że uzyskanie owoców poza tradycyjnym sezonem się opłaca i dlatego rozmiary tego rynku rosną. Mamy nowoczesne technologie produkcji sadzonek, przybywa też interesujących krajowych odmian. Można więc chyba mieć nadzieję na dalsze korzystne zmiany.

WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN (w zł/kg) OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM - CZERWIEC 2001/CZERWIEC 2000: * - współczynnik konkurencyjności cenowej (ceny jabłek importowanych/ceny jabłek krajowych), x) odmiany: 'Red Delicious', 'Golden Delicious', 'Granny Smith'.


Biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg pogody, można przewidywać, że ocieplenie przyniesie duży wysyp owoców z tradycyjnych plantacji i spory spadek cen. Notowania eksportowe polskich mrożonych truskawek przed sezonem (pod koniec maja) wynosiły około 1700 DEM za tonę, a więc były wyższe niż rok temu (1200–1300 DEM). Jeśli znowu nie zacznie padać, jakość tegorocznych owoców powinna być dobra. Wśród producentów panuje jednak niepewność co do rozmiarów skupu (powszechnie mówi się o braku pieniędzy na ten cel). Kolejny raz przekonujemy się więc o tym, że czas uregulować płynną i nieprzewidywalną sytuację na rynku owoców miękkich.
Z owocowych nowalijek pojawiły się na początku czerwca czereśnie po 7–8 zł/kg w handlu detalicznym. Pierwsze owoce były drobne oraz popękane z powodu zbyt dużej ilości opadów. Deszcze te dają jednak nadzieję, że pojawiające się później większe owoce innych odmian bedą należycie wyrośnięte.

Kto winien?
W maju wzrosła znowu inflacja, co pozwoliło mediom na szukanie winnego, którym okazały się owoce, czyli tak naprawdę polscy sadownicy (GUS poinformował, że żywność była w pierwszej połowie maja o 1,1% droższa niż w końcu kwietnia i aż o 1,5% droższa niż miesiąc wcześniej. Same owoce i warzywa podrożały — w skali miesiąca odpowiednio o 7,3% i 11,5% — red.). Ten nośny schemat znany jest już od czasów komuny. Nie oznacza to jednak wcale, że ma wiele wspólnego z prawdą. W Warszawie jabłka owszem podrożały, ale w handlu detalicznym. Ceny hurtowe na początku czerwca były na poziomie z maja, a o 12% niższe niż przed rokiem. Jeżeli już więc ktoś jest współwinny inflacji w tym sektorze, to z pewnością nie polscy sadownicy.
Wzrost detalicznych cen jabłek jest nadzwyczaj kłopotliwy dla analityków. Na jakiej zasadzie detaliści pozwalają sobie na zwiększenie marży na rynku, którego siła nabywcza pozostawia coraz więcej do życzenia? Powodów może być kilka. Przede wszystkim, podaż jabłek bardzo się zmniejszyła i ogranicza się prawie wyłącznie do owoców doskonałej jakości z chłodni KA. A skoro mniej i dobre, to klienci i tak kupią. Jest jeszcze jedno wytłumaczenie — jabłka należą do najtańszych owoców na rynku. Droższe są bowiem (i to często znacznie) importowane mandarynki, pomarańcze, brzoskwinie, morele, winogrona, gruszki, a nawet arbuzy. Skoro więc ludzie kupują te owoce, to kupią i jabłka. Sadownik owszem, może na tym zarobić, ale tylko wtedy, kiedy zajmie się importem cytrusów albo bananów, czyli... przestanie być sadownikiem.