• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 12/2001

O JAKOŚCI I MENTALNOŚCI

W Kancelarii Premiera 18 października zorganizowano kolejną konferencję z cyklu "Zrozumieć negocjacje", poświęconą rynkowi owoców i warzyw. Zaproszono na nią przedstawicieli władz samorządowych, organizacji pozarządowych, związków branżowych i zawodowych oraz mediów.
Spotkanie przygotowano z inicjatywy i z udziałem naszego głównego negocjatora z UE — ministra Jana Kułakowskiego, dla którego było to równocześnie ostatnie wystąpienie w tej roli (stanowisko głównego negocjatora w nowym rządzie powierzono Janowi Truszczyńskiemu). Prezentacji kalendarza negocjacji z Unią Europejską dokonał podsekretarz stanu w MRiRW — Jerzy Plewa (pozostał na tym stanowisku również po zmianie rządu). Stwierdził, że w zasadniczych kwestiach dotyczących rolnictwa, a więc przede wszystkim dopłat bezpośrednich oraz limitów produkcyjnych nie ma jeszcze oficjalnego stanowiska władz unijnych. Są natomiast liczne nieoficjalne wypowiedzi, w których można zauważyć wyraźną ewolucję. Niedawno zaprzeczano bowiem całkowicie możliwości przyznania dopłat bezpośrednich dla polskich rolników. Ostatnio zaś coraz częściej mówi się o zaakceptowaniu pewnych form dopłat, być może na początek — częściowych. Aktualny stan dostosowań legislacyjnych i instytucjonalnych w Polsce do wymagań unijnego rynku warzyw i owoców przedstawił reprezentujący wydział produkcji ogrodniczej departamentu produkcji roślinnej w MRiRW dr Grzegorz Klimek. Podkreślił, że polskie owoce i warzywa stanowią nie tyle konkurencję, ile uzupełnienie produkcji UE (więcej o tym w HO 1/2001). Przedstawił też główne założenia "Ustawy o organizacji rynku owoców i warzyw, rynku chmielu, rynku tytoniu oraz rynku suszu paszowego", która weszła w życie 17 lipca, oraz projekt "Ustawy o organizacji rynku przetworów owocowych i warzywnych". Ten drugi akt prawny został już zaakceptowany przez poprzednią radę ministrów i skierowany do Sejmu minionej kadencji, gdzie, niestety, zabrakło czasu na jego rozpatrzenie. Trzeba się więc liczyć z faktem, że obecnie cała procedura musi zostać powtórzona. O efektach wprowadzonej w styczniu liberalizacji handlu owocami i warzywami między Polską a UE mówił mgr Jan Świetlik. Pomimo że wynegocjowane warunki są dla nas bardzo korzystne (UE więcej straciła niż zyskała), nie potrafimy tego wykorzystać. Wyjątkiem są producenci pieczarek, którzy znacznie zwiększyli eksport na Zachód. Tymczasem, mimo iż mamy idealne warunki klimatyczne, ceny atrakcyjne dla importerów oraz ogromny rynek zbytu za Odrą, w Niemczech nie ma polskich warzyw korzeniowych, kapusty czy kalafiorów. Są za to produkty z Hiszpanii, Holandii, Francji czy nawet Peru (marchew). Zupełnie nie próbujemy, na przykład, wykorzystać szansy, jaką jest dla nas uprawa szparagów. Od lat eksportujemy ich do Niemiec około 1000 ton rocznie. Tymczasem kilka tysięcy Polaków jeździ co roku do tego kraju zbierać szparagi. Wydaje się więc, że jako naród lubimy po prostu narzekać — kiedyś przeszkadzały nam cła, obecnie wymagania dotyczące jakości i wielkości partii. Drażliwy temat przekształceń strukturalnych w polskim przemyśle owocowo-warzywnym poruszył prezes Polskiej Federacji Ogrodniczej Romuald Ozimek. W Polsce mamy około 1300 zakładów tego typu, w tym zaledwie 30 dużych. Liczba tych drugich wciąż jednak się zmniejsza. Jak dotąd, prywatyzacja polskich zakładów wpływa na podniesienie jakości produktów, ale nie przynosi korzyści dostawcom surowców. Jednym z efektów wejścia obcego kapitału na polski rynek przetwórczy jest duży import do naszego kraju koncentratu soku jabłkowego, w którego produkcji należymy do światowej czołówki. W 2000 roku sprowadziliśmy około 12 000 ton koncentratu (m.in. ponad 6000 ton z Chin, około 1000 ton z Litwy, 1300 ton z Iranu) w 1999 — 16 000 ton. Gdy polski oddział jest, na przykład, filią zakładu w Niemczech, do produkcji soków sprowadza się koncentrat zza Odry, a nie wykorzystuje polskiego produktu. Natomiast koncentrat chiński, pomimo ceł zaporowych i kosztów transportu, opłaca się sprowadzać na potrzeby przemysłu alkoholowego, do produkcji tak zwanych win owocowych. Polska ma ogromne szanse eksportu wielu przetworzonych produktów owocowo-warzywnych do UE, ale najpierw trzeba rozwiązać istniejące problemy. Musimy, na przykład, poznać stan posiadania polskiego ogrodnictwa, gdyż na razie opieramy się na szacunkach. Zagrożenie stanowią zmiany własnościowe, przekształceniowe i strukturalne w krajowych zakładach przetwórczych. Wiele z nich kupowano tylko po to, aby je zamknąć i wyłączyć z produkcji część asortymentu. Brakuje też kredytów skupowych oraz współpracy pomiędzy zakładami a organizacjami producenckimi. Może drogą negocjacji udałoby się wprowadzić ceny minimalne. Ostatnim z poruszonych tematów było dostosowanie naszych produktów do wymagań polskich i unijnych konsumentów. Tą problematyką zajęła się dr hab. Lilianna Jabłońska z SGGW. Choć powszechnie używa się pojęcia "normy UE", to w rzeczywistości dokumenty te nie mają charakteru normalizacyjnego, a są jedynie zbiorem wymagań jakościowych (dotyczą jakości handlowej, podczas gdy zagadnienia fitosanitarne, zdrowotne są przedmiotem prawa żywnościowego) dla owoców i warzyw. W Polsce normy dla produktów ogrodniczych istnieją od wielu lat. Po przejściu na gospodarkę rynkową wśród producentów zaczęło się umacniać przeświadczenie, że jeżeli konsument coś kupuje, to nie trzeba wkładać wysiłku w wyprodukowanie lepszego towaru, a tym bardziej przygotowanie go do sprzedaży. Zjawisko to pogłębił fakt zaprzestania kontroli jakości handlowej na rynku wewnętrznym przez wyznaczone do tego jednostki. Efektem jest powszechne wśród producentów przekonanie, że w Polsce nie obowiązują żadne normy. 1 stycznia 2002 roku w życie wchodzi "Ustawa o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych", zgodnie z którą warzywa i owoce wprowadzane do obrotu powinny spełniać wymagania zawarte w Polskich Normach. Przepisy wspomnianej ustawy pozwalają jednak ministrowi rolnictwa na zniesienie obligatoryjności przestrzegania polskich norm i wprowadzenie wymagań UE. Zdaniem prelegentki, te ostatnie powinniśmy wprowadzić jak najszybciej, aby mieć czas na ich upowszechnienie i wdrożenie, zanim staniemy się członkami Wspólnoty. Niesprostanie tym warunkom postawi polskich producentów na przegranej pozycji w konkurencji, i to nie tylko na rynku unijnym, ale także krajowym. Niespełnienie wymagań jakościowych uniemożliwi równocześnie skorzystanie z unijnego systemu interwencji. Zdaniem dr hab. L. Jabłońskiej, naszym producentom bardzo przeszkadza także mentalność — teoretycznie wszyscy wiedzą, że jakość trzeba podnosić, ale tego nie robią, bo nie ma wymagań prawnych (podobnie było z grupami producenckimi, które można było zakładać i bez ustawy). Trzeba więc przede wszystkim zmienić sposób myślenia — to nie zachodni odbiorcy mają od nas kupować, ale my musimy im sprzedać. Wprowadzenie uregulowań unijnych pozwoliłoby też ucywilizować nasz handel. Na Zachodzie prawie w ogóle nie kontroluje się urzędowo, na przykład, jakości produktów ogrodniczych sprzedawanych w supermarketach. Sieci handlowe same dbają o wewnętrzną kontrolę, żeby nie stracić klientów. W Polsce natomiast supermarkety nagminnie zamawiają u producentów, na przykład, tanie jabłka zaliczone do III klasy jakości. Ten proceder ukróciłoby wprowadzenie przepisów unijnych, które III klasy w ogóle nie przewidują.