• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 02/2002

KŁOPOTLIWY REKORD

W połowie grudnia GUS opublikował ostateczny szacunek zbiorów owoców w Polsce w 2001 roku — wyniosły one 3,413 mln ton, rok wcześniej — 2,246 mln ton. Zebraliśmy 2,434 mln ton jabłek, 132 000 ton śliwek, 180 000 ton wiśni, 242 000 ton truskawek oraz 175 000 ton porzeczek.
W historii polskiego sadownictwa zbiory nigdy wcześniej nie przekroczyły 3 mln ton (owoce ogółem), dwukrotnie przekroczona została granica 2,8 mln ton (1982 r., 1997 r.) i raz 2,7 mln ton (1986 r.). Dla jabłek rekord padł w1982 roku (2,126 mln ton), ale i on został w 2001 r. pobity. Nikt nie kwapi się jednak, aby wpisywać te osiągnięcia do Księgi Guinessa, sadownicy nie objawiają wcale radości, gdyż takie rekordy przysparzają im wielu kłopotów.

Czego brak?
Nie ma dobrych cen, przyzwoitego zbytu (na rynku wewnętrznym oraz w eksporcie), także jabłek dobrej jakości, których dużej ilości w roku o tak sprzyjających warunkach pogodowych można się było spodziewać. W większości punktów sprzedaży detalicznej tego ostatniego braku raczej nie widać, ich właściciele mają bowiem duży wybór i nie kupują byle czego. Ale na bazarach nie brakuje, niestety, jabłek złej jakości. Ich ceny są kilkakrotnie niższe od cen porządnego towaru, a mimo to na zakupy decyduje się niewielu klientów (tego typu zachowania już jesienią prognozował profesor E. Makosz). Najbardziej widocznym skutkiem opisanej sytuacji jest psucie rynku. Nawet sadownicy, którzy dbają o jakość, oceniali pod koniec roku, że udało im się sprzedać nie więcej niż 20–25% posiadanych jabłek deserowych. Producenci mniej pod tym względem liberalni (według najbardziej pesymistycznych ocen, tacy sadownicy stanowią większość) mają o wiele większe problemy. W przypadku jabłek przywykliśmy utożsamiać problem jakości z wielkością owoców. Tymczasem w Unii Europejskiej jabłka są jednym z nielicznych produktów, dla których określa się wymagania co do wielkości w danych klasach, ale jest to zaledwie jeden z parametrów, które na jakość się składają. Możemy oczywiście dalej ten fakt ignorować, ale trzeba się wtedy rozstać z marzeniami o konkurencyjności polskich jabłek na unijnych rynkach, a i o eksporcie poza Wspólnotę także. Zresztą już i w kraju takie podejście do spraw jakości "bije po kieszeni", niestety, nie tylko tych, którzy są najbardziej winni. W ten sposób kółko się zamyka, gdyż pieniędzy najbardziej brakuje tym producentom, których sady wymagają restrukturyzacji — najszybszej i gruntownej. Nie można mieć jednak pewności, czy prędko powtórzy się sezon z tak niskimi cenami materiału szkółkarskiego.

DYNAMIKA HURTOWYCH CEN JABŁEK NA RYNKU WARSZAWSKIM W SEZONACH 1999/2000 i 2000/2001



Zamrożony rynek
Zastój w sprzedaży i cenach na początku stycznia jest czymś normalnym, ale w tym roku trwał dłużej, gdyż śnieg zasypał wiele dróg, a mróz utrudniał sprzedaż pod gołym niebem oraz ładowanie jabłek do tirów na podwórku gospodarstwa. Spodziewano się, że eksport ożywi się dopiero około połowy stycznia. Mało kto natomiast wierzył, że wzrosną ceny. Ich niski poziom wynika zarówno z wiedzy kontrahentów o nadmiarze jabłek w Polsce, jak i z mocnej złotówki. Przykładowe notowania z drugiej połowy grudnia to 0,4–0,45 zł/kg 'Idareda' o średnicy powyżej 7 cm oraz 0,6 zł/kg za 'Glostera' i 'Jonagolda' (tych dwóch odmian wyeksportowano niewiele). Niektórym udało się także sprzedać nieco gruszek na Litwę ('Konferencja' i 'Lukasówka' od 6 cm średnicy, a więc raczej drobna) po 1,5 zł/kg, co przy tej wielkości owoców uważane jest za cenę niezłą. Przypomina mi się celne stwierdzenie profesora Kubiaka o tym, że polskie sadownictwo jest strukturalnie uzależnione od eksportu. Jest to prawda, ale kiedy przyjrzy się wartościowej strukturze eksportu strategicznych produktów naszego sadownictwa (np. w 2000 roku), to wyniki analizy budzą mieszane uczucia. Owoce mrożone stanowią bowiem prawie 33%, soki i koncentraty ponad 21%, świeże owoce miękkie ponad 8%, zaś jabłka tylko 5%. Jak na trzeciego producenta tych owoców w Europie (po Francji i Włoszech), o wiele za mało. Francuzi, produkując (podobnie jak Polska) około 2 mln ton jabłek, potrafią ich wyeksportować około 800 000 ton. My — cztery razy mniej i to dopiero w ostatnich latach. Wydaje się, że znaczący postęp uda nam się osiągnąć dopiero wtedy, gdy dopracujemy się grupy dużych specjalistycznych podmiotów gospodarczych, które będą w stanie podołać ciężarowi marketingu, reklamy, dobrego przechowywania i sortowania oraz koncentracji podaży. Może będą to organizacje producenckie, a może prywatne firmy współpracujące z sadownikami (podobnie jak to jest, na przykład, w Niemczech). Jedno jest pewne — przy pomocy firm takich, jakie dominują obecnie, nie rozwinie się eksportu z prawdziwego zdarzenia. W okresie świątecznym Polacy w dalszym ciągu chętniej jedzą cytrusy niż jabłka, na warszawskim Mokotowie zabrakło w sylwestra pomarańczy i mandarynek. W pierwszym tygodniu stycznia cytrusy już były, ale podobnie jak przed rokiem — drogie. To samo dotyczyło bananów. Hurtowe i detaliczne ceny jabłek niewiele różniły się od tych sprzed roku i z grudnia. W odróżnieniu od miesięcy jesiennych, w styczniu przodujące pozycje odzyskiwały Jonagoldy i 'Šampion', które znowu plasowały się zaraz za 'Ligolem' (oczywiście owoce dobrej jakości). Mrozy znacznie ograniczyły możliwości sprzedaży jabłek przez producentów i tych kupców, którzy nie dorobili się jeszcze własnych pawilonów. Oceniam, że w Warszawie mogło to oznaczać ograniczenie podaży nawet o około 30%. Pomimo to nie obserwowano prawie żadnego ruchu cen. Kondycja rynku jabłek w stolicy jest więc nadal bardzo słaba. Jest to wprawdzie typowe dla sezonów o dużych zbiorach, ale tym razem trzeba uwzględnić również rosnące bezrobocie, które zmniejsza siłę nabywczą. Być może w połączeniu z kolejnymi podwyżkami cen paliw i energii (a więc wzrostem kosztów produkcji) doprowadzi to w najbliższych latach do znacznego ograniczenia uprawy odmian, które w naszych warunkach kiepsko plonują (np. 'Cortland' czy 'Elstar').

Czy będą szkody mrozowe?
Z ostateczną oceną trzeba poczekać do wiosny, ale przebieg pogody do początków stycznia raczej nie budził obaw. Po pierwsze, znaczne ochłodzenie nie wystąpiło nagle, lecz stopniowo. Umożliwiło to drzewom wejście w fazę spoczynku bezwzględnego. Wtedy zaś najbardziej odporne na mróz odmiany jabłoni (np. 'Alwa', 'Lobo' czy 'Delikates') są w stanie wytrzymać obniżenie się temperatury nawet poniżej –30°C, ale tylko do najbliższego gwałtownego ocieplenia. Najgroźniejsze mogą się więc okazać duże mrozy na przedwiośniu. Po drugie (i to bardzo ważne), jest gruba pokrywa śnieżna — od 15 cm nawet do 150 cm. Korzenie nie są więc narażone na przemarznięcie. Mogą natomiast być uszkadzane przez myszy, zwłaszcza tam, gdzie jesienią zrezygnowano ze zbierania spadów i pozostawiono je pod drzewami. Ze stratami muszą się też liczyć ci, którzy pozostawili drzewka (zakupione lub własne) w dołownikach pod gołym niebem i w pęczkach, nie zabezpieczając ich przed myszami. Nie da się też zapewne uchronić przed mrozem jabłek przechowywanych w najróżniejszych komórkach, stodołach czy garażach. W najlepszym razie, po przemarznięciu będą się nadawać już tylko do przerobienia na sok. W styczniu owoce ze zwykłych przechowalni też już powinny zostać sprzedane. W tym sezonie rynek jest bardzo wymagający i trudno przypuszczać, aby takie jabłka wytrzymały konkurencje z tymi z chłodni.

Niezbędna jakość
Jeszcze raz okazuje się więc, że chłodnia w gospodarstwie sadowniczym jest dziś równie niezbędna, jak sam sad. Uważam wprawdzie, że supermarkety (nie umiejąc czy nie chcąc) jabłkami handlują źle, ale rola tego sektora rynku będzie niestety rosła. Już obecnie szacuje się, że sklepy wielkopowierzchniowe mogą stanowić do 20% rynku zbytu jabłek i nie można się z tym nie liczyć. Jak świadczy treść lubelskiego wystąpienia M. Maziarki (sieć Tesco), rosną wymagania sieci handlowych. Nie tylko chcą one oferować jabłka o średnicy powyżej 7,5 cm, ale towar ze zwykłej przechowalni interesuje je tylko do końca listopada, a ze zwykłej chłodni — jedynie do końca lutego. Potem pozostaje już tylko chłodnia KA. Nie bardzo pojmuję, jak mają się te wymagania do rzeczywistości półki z jabłkami w supermarkecie. Wyobraźmy sobie na przykład piękny 'Cortland' z chłodni, który znalazł się w ciepłym sklepie, a klientki mogą go do woli przekładać w skrzynkach. Już po kilku godzinach takich zabiegów owoce nadają się tylko na "przemysł". Nie pojmuję także, jak można myśleć o znacznym zwiększeniu sprzedaży jabłek, jeżeli równocześnie stale sprzedaje się banany i cytrusy po dumpingowych cenach.

WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN (w zł/kg) OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM - STYCZEŃ 2002/STYCZEŃ 2001: * - współczynnik konkurencyjności cenowej (ceny jabłek importowanych/ceny jabłek krajowych), x) - odmiana: 'Granny Smith'


Są to już jednak kłopoty sprzedawców, a niezależnie od nich, dla jabłek ze zwykłej przechowalni jest na rynku coraz mniej miejsca. Skutki tego są odczuwalne już obecnie. Znany mi właściciel sporego gospodarstwa sadowniczego, posiadającego tylko zwykłą przechowalnię, dokonał w grudniu dwóch transakcji, z których raczej się ucieszył. Sprzedał mianowicie całego 'Glostera' i 'Melrose' (kilkanaście ton) po cenach "bardzo hurtowych" (0,4 zł/kg i 0,3 zł/kg). Mimo to jest przekonany, że postąpił słusznie. W innym gospodarstwie o podobnym profilu, tylko część 'Šampiona' udało się zebrać z drzew. Pozostałe owoce zebrano już z ziemi. Niestety, partii "naziemnej" do Nowego Roku nie udało się w całości sprzedać. Owoce, które zostały, w styczniu były już pomarszczone i na rynek deserowy się nie nadawały. Zresztą, już kilka lat temu spotkałem się z opinią, że 'Šampion' jest odmianą zimową tylko w tych gospodarstwach, które posiadają chłodnie.